31.07.2012

Pomysł na sesję: Konwój


Tło:

    Ciemne jak sadza chmury rozstąpiły się na chwilkę, przepuszczając mocny promień słonecznego światła. Więźniowie zdjęli chusty z twarzy i odłożyli narzędzia, starając się wystawić na ciepło jak największą powierzchnię ciała, ignorując przy tym niemrawe uwagi strażników. Nawet trzymane na krótkich smyczach potężne psy złagodniały nieco, obracając pyski w stronę słońca. Jesień w tym roku była wyjątkowo mroźna.
    Przedmieścia zrujnowanego miasta Albany dawniej musiały nieźle oberwać. Cała okolica wyglądała jak nastroszony gęstymi włosami równo zasypany gruzem plac, z kikutami drzew i resztkami budowli ściętych i przechylonych jakąś ogromną eksplozją. Wszystko w tej cholernej okolicy, od starych pni po znaki drogowe i antenę stacji radiowej robiło za drogowskaz, jak wystające z ziemi palce, pokazujące niechybnie kierunek południowy i skromne resztki Nowego Jorku.
    Więźniowie enklawy karnej „Redemption 3” ryli pordzewiałymi łopatami i kilofami w zmarzniętej ziemi. Każdy z nich zrobił w życiu coś, co w standardzie paranoicznego miasta uważane było za złe. Niektórzy mieli po prostu pecha, innym rzeczywiście coś ciążyło na sumieniu. W końcu jednak nie byli wrogami ludzkości, jak lubiono określać tych, dla których nie ma szans na powrót do życia wśród prawomyślnych ludzi. Byli F4F, zgodnie z tatuażami dzierganymi na przedramionach obok numeru więziennego. Fight 4 Freedom, czyli ci, którym zależy, bo mają coś cennego, do czego chcą wrócić - skromne baraki, rodziny, kochanki, sterty gambli ukryte na czarną godzinę lub po prostu pewne plamy na przyszłość.
   Najprostszą drogą na cofnięcie wyroku, jest przysłużenie się miastu. Najprostszą drogą na przysłużenie się miastu jest zostanie bohaterem. Najprostsza droga do bohaterstwa wiedzie na północ i północny zachód. Szkoda tylko, że z reguły do bohaterstwa pośmiertnego. Im się aż tak nie spieszyło. Liczyli na to, że z czasem, ciężką pracą i dobrym zachowaniem zwrócą na siebie uwagę i zostaną na powrót przyjęci do grona obywateli. Bez spinania i pośpiechu, powoli dążyli do odkupienia.
    Twarda ziemia nie chciała się poddać. Przy kopaniu rowów i umacnianiu okopów musieli toczyć walkę o każdy centymetr głębokości. Mimo przejmującego zimna, ich plecy zraszał pot.

Fragment dziennika Roberta Tweenlava, dziennikarza New York New Times, skazanego na pół roku programu Redemption za nawoływanie do społecznego buntu:

   „…W końcu chwila wytchnienia. Na dłoniach porobiły mi się pęcherze, a ból pleców to już standard.. Strażnicy zezwolili na szukanie opału, więc znowu wszyscy chłoniemy wspaniałe ciepło bijące z ogniska. Jest też na czym podgrzać breję którą dostarczyli dziś rano. Na ciepło wydaje się znośniejsza. Do Albany wysłano nas kilka dni temu. Z marszu, bez żadnych wyjaśnień czy chwili na przygotowania. W jednej chwili kazano nam wstać i wpakowano na ciężarówki. Wskazano miejsce i kazano przygotować umocnienia. Nad wszystkim czuwał Gripp, jednoręki weteran z Frontu, krzykiem i ciosami ocalałej kończyny wprowadzający do niełatwej sztuki przygotowywania pozycji obronnych. Dowódca straży to dobry gość. Przyjdzie czasem podczas przerwy, usiądzie i rzuci kilka papierosów. Wszyscy mundurowi twierdzą zgodnie, że nie ma się czego bać, że to tylko zbyt gwałtowna reakcja na komunikaty zwiadowców. Że cała ta akcja to tylko przygotowanie na przyjęcie jakiegoś dużego konwoju. Wielkiej liczby sprzętu z północy. Patrząc na jego spokojną twarz jakoś mu wierzę. Na drodze prowadzącej z Montrealu do Albany największym zagrożeniem są dzikusy i degeneraci… Z nimi bez problemu poradzą sobie oddziały stacjonujące przed nami. Nic tylko wykopać ten cholerny dół, poczekać aż nadjedzie konwój i wrócić z powrotem, po czym usłyszeć o ile skrócił się wyrok. Nic prostszego…”

Założenia:

   Jakiś czas temu na rynku pojawił się nowy planszówkowy tytuł z manufaktury Wydawnictwa Portal pt Konwój. Grając w tę ciekawą grę wpadłem na pomysł krótkiej sesyjki.

   Do miasta zbliża się Moloch, mozolnie posuwając się w kierunku ostatniej ostoi amerykańskiego ducha. Dzielni chłopcy z Nowego Jorku i Posterunku robią wszystko, aby powstrzymać stalowy pochód. Nieoczekiwanie obok elity nowojorskich sił zbrojnych i weteranów dalekiej północy w pierwszych walkach wezmą udział również niezaprawieni w walce ludzie którzy zlamali prawo Nowego JorkuA. Uzbrojeni w spryt i zdeterminowani aby chronić swoich bliskich przed bezlitosnym wrogiem z północy, zrobią wszystko, aby choć jedna czy dwie maszyny z konwoju zakończyły swój elektroniczny żywot na dalekich przedmieściach ich ukochanego miasta. To nie jest gra w odpieranie ataku. To gra, w której trzeba uciekać, starając się jak najdotkliwiej ukąsić rywali.

   W założeniu ma to być sesja o prostej konstrukcji. Kilka jednostek molocha oderwało się od głównej drogi i kieruje się w stronę rozrzuconych wśród gruzów pogranicznych enklaw.
Gracze uciekają, przeskakując od punktu do punktu w którym organizują rozpaczliwą obronę.
Graniczne enklawy pełne są kobiet i starców, gdyż młodych rekrutów zabrano jakiś czas temu. Trzeba zrobić wszystko, aby żadna z maszyn nie weszła między zabudowania. Jak to zrobić dzierżąc w spracowanych dłoniach łopatę? Trzeba użyć głowy i liczyć na szczęście…