28.10.2011

Nadrzędne prawa Teksasu


„Po wejściu do osady musisz zrobić trzy rzeczy – dowiedzieć się jakie panują tam prawa, gdzie podają zimne piwo, i kto jest szeryfem, żeby w zamieszaniu nie obić mu przypadkiem mordy”

Louis Mill. Ganger z WheelBoys


Jeśli rzecz obija się o prawa i zasady, to w życiu nie spotkałem ludzi gorzej ześwirowanych na tym punkcie niż Teksańców.

Własność

Weźmy na warsztat prawa własności. W krainie kowbojów każdy przeklęty kawał łąki do kogoś należy, a nie każdy pokwapi się, żeby to stosownie zaznaczyć, choćby płotkiem lub tabliczką. Gdybym wierzył w bzdury głoszone w Salt Lake, z pewnością nie chciałbym, żeby ktoś deptał po symbolach mojej wiary. Otóż dochodzę do sedna sprawy: dla Teksańców ziemia to świętość, a świętości się nie szarga. Jeśli nie masz ochoty sprawdzić osławionej celności tamtejszych rewolwerowców, lub nie chcesz reszty drogi do miasta drałować za końskim ogonem, zadzierzgnięty na lasso jak cielak, lepiej uważaj co robisz. Jak na polu minowym. Któregoś razu zboczyłem ze ścieżki, i postanowiłem schronić się przed nadciągającą ulewą pod rozłożystą jabłonią. Obżarłem się soczystych owoców prawie do nieprzytomności i właśnie szykowałem się do sjesty, kiedy nagle poczułem, że ktoś na mnie patrzy. Gość miał spojrzenie, jakbym właśnie przeleciał jego żonę. Za jabłka kazał sobie płacić w pestkach… pasujących do Colta.

No dobra. Przyjmijmy sytuację, w której nie zauważyłeś tabliczki z napisem „Teren prywatny” i wlazłeś gościowi na jego ziemię. Z prawem własności wiążą się kolejne rzeczy. Kiedy już wleziesz na czyjąś posesję, licz się z tym, że on jest tutaj głównym sędzią. Zjadłem jabłka i musiałem zapłacić, po czym potulnie ruszyłem w dalszą drogę. Gdyby dziadek chciał skorzystać z zaskoczenia, i wpakował mi w dupsko chmurę śrutu, miałby do tego prawo, bo dla niego byłem złodziejem. Wszystko, co znajduje się na uświęconym gruncie posiadacza, jest jego własnością, nawet, jeśli mówimy tutaj o kawałku pieprzonego kamienia. No bo skąd wiesz, że akurat ten kamień nie był potrzebny synkowi właściciela do odstraszania ptactwa? Nie wiesz, nie podejrzewałeś, i nie pomyślałeś, że warto o to zapytać Nie okazałeś należnego szacunku i to był błąd. Serio, stary. Podróżuje po tych terenach już dziesiąty rok, a wciąż nie mogę się przyzwyczaić.

Wartości

Tolerancja i odmienność… no powiedzmy szczerze że nie są to najbardziej pożądane cechy na tej szerokości geograficznej. Jeśli chcesz być oryginalny, przestań na chwilę. Pamiętasz pierwszą lekcję? Siedzisz w barze, i coś ci strzeliło do napromieniowanego łaba, żeby pogadać na temat, który nie jest mile widziany na tych terenach. Przypominam, że znajdujesz się wtedy na terenie królestwa zwanego Barmanlandią, gdzie król Barman, oraz jego goście, mają prawo podziękować ci i poprosić o opuszczenie Sali. Pochyl ładnie głowę i staraj się ostrożnie, nie wykonując gwałtownych ruchów, dotrzeć do wyjścia, albo twardzi farmerzy i zaprawieni w bojach kowboje zrobią ci coś na kształt przymusowej ekstradycji z darmowym masażem twarzy

Prawna ochrona

Sprawa fauny. W Teksasie trzy rodzaje zwierząt podlegają zwyczajowej ochronie. Zapamiętaj: Psy, Konie i Bydło. Każdy rzetelny gospodarz znakuje swoją własność, toteż na obrożach psów oraz karkach koni i krów znajdziesz wypalone symbole. Oznakowane zwierze staje się własnością kowboja, i podlega ochronie, nawet jeśli wlezie na teren innego farmera. O ile spacerowanie po prywatnym terenie i częstowanie się owocami farmerskiej pracy może ujść ci na sucho, o tyle próba zawłaszczenia cudzego konia lub krowy, zawsze spotka się ze zdecydowaną reakcję miejscowych. Jeśli Teksańczycy nienawidzą kogoś bardziej od odszczepieńców i Meksów, to są to z pewnością koni i bydłokrady. Mówiłem o psach. Zobaczysz jak wyglądają tutejsze psiska, to zrozumiesz, dlaczego kradzież im raczej nie grozi. I tutaj wart zapamiętania wyjątek: jeśli zostałeś zaatakowany przez psa, a nie znajdujesz się na ziemi właściciela, masz prawo zabić czworonoga i nie ponieść konsekwencji. Musisz udowodnić potem, że działałeś w obronie własnej, więc nie martw się, jak bestia poszarpie ci portki.

Kobiety

Widzę, że chcesz stąd uciekać, więc na koniec wspomnę o kobietach. Jeśli miałbym wskazać, coś, co chciałbym zabrać stąd na pamiątkę, to była by to właśnie zdrowa, teksańska kobita. Człowieku, to jest żona jak marzenie: obrotna, urodziwa a przede wszystkim twardo stąpająca po ziemi. Wiem, ze mam rację, gdyż moje zdanie popiera cała banda pieprzonych Meksów, którzy co rusz zapuszczają się na te tereny, licząc na bogate łowy, a przede wszystkim na urodziwą brankę. Pamiętaj jednak, żeby do takiej nie skakać z łapami, bo obudzisz się z nożem w bebechach. Szacunek dla kobiet jest tutaj normą, które przekłada się na określone prawa, bo Teksańce, jak mało kto, zdają sobie sprawę że żeby ogarnąć ten burdel po wojnie potrzebna jest kobieca ręka. Zacznijmy od ochrony ich życia

Istnieje niepisany zakaz zabijania kobiet, chyba że w warunkach skrajnej konieczności obrony własnego żywota, a i wtedy musisz liczyć się z niesławą i jawnie okazywaną pogardą. Czy to znaczy, że kobiety pozostają bezkarne? Absolutnie nie, tylko takie sprawy załatwia się po cichu. Jeśli jakaś niewiasta ma coś na sumieniu, trzeba ją schwytać i dostarczyć do Dallas, gdzie znajduje specjalny sąd, mogący uchylać ich zwyczajową ochronę. Co mamy dalej? Kobiety mogą bez przeszkód dziedziczyć prawo własności do ziemi po swoim mężu. Jeśli już mówimy o małżeństwie…Otóż, jeśli pojmiesz taką jedną, a ona po pewnym czasie stwierdzi, że z ciebie taki mąż jak z niej mutek, może cię najzwyczajniej w świecie pogonić, i sama prowadzić cały majątek. Oczywiście tu też potrzebna jest decyzja jednego z sądów, ale tysiące Teksańców żyje codziennie w strachu, wypruwając żyły, aby tylko dogodzić ukochanej. Teraz zakoduj sobie to i pamiętaj następnym razem, kiedy na północy spotkamy znowu faceta w kapeluszu, chwalącego się, niby tam szukaniem przygód. W rzeczywistości zapewne gościa przegnała stara, i włóczy się bez celu, nie mając własnego kąta. Logiczne?

1 komentarz: