29.12.2010

Elektryczna Oaza


6 dzień wyprawy.

…obwoźny kupiec opowiedział nam o obozowisku znajdującym się niedaleko trasy handlowej. Przy spalonej stacji benzynowej odnajdziemy utwardzaną gruzem drogę. Potem czeka nas około ośmiu godzin jazdy w kierunku północnym. Możemy napotkać karawany. W okolicy grasuje też gang motocyklistów…

11 dzień wyprawy

chłopak z pierwszego samochodu dał znak do zatrzymania się. Z naprzeciwka nadjeżdżały trzy ciężarówki, przed którymi jechał zdezelowany hummer. Patrzę przez lornetkę. Karawana kupiecka. Zatrzymali się kilkanaście metrów od nas. Z samochodów powyskakiwali uzbrojeni ludzie z ochrony. Stoją, niby hardo, ale widać, że przeraża ich liczba pojazdów stojąca na ich drodze. Obserwują naszego strzelca, jak wodzi lufą pięćdziesiątki na prawo i lewo, niby od niechcenia. Skurczybyk Stanley wie jak to działa na potencjalnych przeciwników. Szef idzie do przodu, pokazując puste ręce. Jednocześnie, trochę na pokaz, część naszej załogi wysiada z samochodów. To też robi odpowiednie wrażenie na stronie przeciwnej. Co bardziej przezorni opuszczają niżej lufy i przyczepiają granaty z powrotem do pasków. Szef rozmawia z kilkoma gośćmi. Przybiega Nikita, z poleceniem, aby wyjąć ze skrzynek trzydzieści naboi do pistoletów maszynowych. Wymieniamy to na trzy duże baniaki lekko zatęchłej wody, tak ciężkie, że Duży Danny musi użyć obu rąk, aby to przenieść. Uścisk dłoni i Szef wraca. Mamy informacje o osadzie. Dzień drogi na północ. Prosto wzdłuż szosy, potem w lewo. Elektryczna Oaza…

12 dzień wyprawy (ranek)

…Wjechaliśmy w końcu do doliny. Trudno pisać, bo wieje mocny wiatr i wirujący wszędzie piach przeciska się przez osłony pojazdu, pokrywając wszystko jasnobrunatnym pyłem. Kolejne trzy godziny i docieramy do osady. Pierwsze, co się rzuca w oczy, to rząd wiatraków górujących nad umocnieniem z betonowych płyt. Gdzieniegdzie widać dachy budynków. Zatrzymujemy pojazdy, zgodnie z tabliczkami informacyjnymi, przekrzywionymi od wielokrotnych podmuchów. Szef zabiera mnie i Veronicę. Idziemy do głównej bramy. Zauważyli nas już. Dochodzimy spokojnie. Jednostajny szum wirujących łopat. Strażnicy gestem zapraszają do środka. Broń zostawiamy Veronice, która czeka na zewnątrz. Wjazd blokuje wypełniony workami z piaskiem autobus szkolny, który odjeżdża tylko na tyle, abyśmy mogli wejść do środka…


Lokacja


Elektryczna Oaza

Na początku był pomysł. Wszystko zaczęło się od momentu, gdy Jerremy Black wraz z żoną przybył na starą, opuszczoną farmę i odremontował zdezelowany wiatrak. Stara elektryczna pompa, pracując na skraju przeciążenia, cierpliwie wysysała z ziemi życiodajne krople wody. Starczyło, aby przeżyć i pozwolić skrawkom najlepszej ziemi obrodzić skarlałą kukurydzą. Wkrótce na świat przyszli Billy i Martin. Bracia, gdy dorośli i pochowali rodziców, zaczęli realizować plan, nad którym pracowali od dawna. Cudem udało się pościągać ludzi, wiatr łapały kolejne wiatraki. Aż do czasów obecnych, gdzie na miejscu starej farmy wyrosła umocniona osada z około siedemdziesięcioma mieszkańcami i solidnym pomysłem na przeżycie.

12 dzień wyprawy (wieczór)

… nieźle się urządzili. Solidny mur, którego bez ciężkiego sprzętu nie skruszysz. Podłączone pod prąd zasieki. Zamaskowane stanowiska strzeleckie i większość mieszkańców pod bronią. Z bramą nawet czołg miałby problem. Do tego duże zapasy żywności, własne ujęcie wody.

No i ten pomysł…genialny. Osada handluje energią elektryczną. Można tu kupić lub wymienić za opłatą każdy możliwy nośnik energii, od małej bateryjki do zegarka po akumulator samochodowy i ogromne baterie, których pochodzenia wolę się nie domyślać. Osada stale zasilana jest w prąd. Ta dolina, z jej ukształtowaniem i ciągłymi, powitymi wiatrami, jest prawdziwą żyłą złota. Pokruszone kulami mury oraz strażnicy, którzy broń trzymają tak, jakby była stałym przedłużeniem ich rąk – to ostateczny dowód na to, że nie tylko my dostrzegliśmy ten potencjał. Szef ma teraz twardy orzech do zgryzienia. Albo złupić, albo przekupić – mruczał całą drogę pod nosem. Prawda jest taka, że najkorzystniej jest zostawić osadę w stanie pierwotnym. Może zgodzą się na poprowadzenie kabli przesyłowych, aby zasilić ewentualny obóz wojskowy, albo wynegocjujemy zniżki na ich główny towar – baterie i akumulatory, a tych nigdy nie za wiele. W mojej latarce wyczerpały się dobre dwa tygodnie temu. Nie zapominajmy też o specach. Bracia Black robią wszystko, aby mieć pod ręką ekipę doświadczonych techników. Specjalistyczne usługi zawsze są na wagę złota. Przy okazji, zapytam się czy naprawią mój stary laptop, bo męczy mnie już pisanie na kartkach. Myślę że handlowe preferencje też przemawiają na korzyść rozwiązania pokojowego. Osada skupuje praktycznie wszystko, od żywności po paliwo i medykamenty, choć jasne jest, że najlepiej zejdzie tu elektronika i sprzęt mechaniczny, dzięki któremu mogą utrzymać ten cały techniczny szajs na chodzie…

14 dzień wyprawy

…nasza wyprawa zakończyła się sukcesem. Widzę jak chłopaki śmieją się i żartują. Wiem, że po nocach śniły im się płonące zwłoki, wiszące bezwładnie na elektrycznym płocie. Ja też o tym śniłem. Nie chciałbym zdobywać tej osady. Wolę pożyć jeszcze chwilę i udawać pisarza. Cały dzień Szef rozmawiał z braćmi Black. Baliśmy się, że już nie wróci. Ale wszystko poszło dobrze. Mamy umowę i solidny kontrakt handlowy. Jak wszystko pójdzie dobrze, osada nie wyklucza przyłączenia się do nas. Co daliśmy w zamian? Nie wiem… Szef nie chce powiedzieć. Mówi tylko, że to tajemnica Nowej Ameryki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz