Teks ten brał udział w konkursie organizowanym przez serwis Outpost.
Nadaje się jako tło do Neuroshimowego settingu: Neuroshima 2020.
IMPREZKA
Steelman wychylił się w samą porę, aby dojrzeć ogromny spychacz torujący przejazd przez zabarykadowaną wrakami ulicę. Trzy osoby, trzymające się kabiny kierowcy, śmiały się głośno. Ktoś odpalił racę, ktoś inny, kobieta w obcisłej różowej koszulce i spalonych włosach na głowie, krzyczała coś, wciskając do oporu zawór trąbki na sprężone powietrze, której pisk niósł się po opuszczonych budynkach. Pojazd przedzierał się mozolnie przez przeszkody. Trąbka ucichła, i kryjący się w budynku członkowie grupy usłyszeli rytmiczne dźwięki uderzenia w puste kosze na śmieci, gwizdki i… nie było wątpliwości… muzykę. Hałas rósł w miarę, jak jego źródło zbliżało się do skrzyżowania. Cała ekipa ciekawie wyglądała przez okna, rozpoznając znajome rytmy, tak popularne jeszcze niedawno w klubie „Coconut Milk”, gdzie co tydzień odbywała się największa impreza techno w hrabstwie Westchester.
Pochód składał się z około piętnastu samochodów, które wolno przemierzały ulicę. Podłączony do agregatu sprzęt nagłaśniający serwował najlepsze imprezowe kawałki. Hałas pracującego urządzenia oraz warkot samochodowych silników został zdominowany przez powtarzające się sekwencję basów i dźwięcznych bitów. Otoczony sprzętem DJ, z torsem owiniętym bandażem, przez który przesączała się ropa, zachęcał do zabawy pokrzykiwaniem i rytmicznym klaskaniem w dłonie. Tylko jego twarz, jakby na przekór emocjom, wyrażała ból przy każdym ruchu poranionych dłoni. Kilka pickupów wiozło na pace skrzynie pełne wyskokowych napojów. Na dachu samochodu dostawczego firmy farmaceutycznej siedział facet, którego nogi były zupełnie zwęglone aż do wysokości kolan. Inwalida otwierał paczki podawane mu z dołu, po czym nabierał garście białych tabletek i rozrzucał je w tłum. Wokół pojazdów szli, biegli lub wlekli się ludzie, podrygując spazmatycznie w rytm dudniących głośników. W ruch szły butelki, których zawartość znikała w gardłach imprezowiczów. Kilkaset osób uczestniczących w paradzie krzyczało, tańczyło, piło i zażywało narkotyki. Wielu krzywiło się z bólu, gdy z niezagojonych ran sączyła się krew. Cierpiący na chorobę popromienną wyrywali sobie garściami włosy, ciesząc się jak dzieci i kiwając głowami. Zapatrzeni w dziwaczny pochód wojownicy nie zauważyli nawet, jak kilkanaście osób oddzieliło się od reszty, i wbiegło do budynku. Steelman usłyszał dźwięk, i odwrócił się. I przeładował pistolet, który wczoraj znalazł przy zwłokach policjanta. Widząc zbliżającą się grupę wyciągającą w jego kierunku ręce, spanikował i wystrzelił. Kula trafiła w głową pijaną kobietę, która szczerząc się chwyciła go za rękę. Rozpędzony ołów wszedł tuż pod policzkiem, rozsadzając jej piękną, lecz mocno poszarzałą od narkotyków twarz. Krew i mózg ochlapały pozostałych napastników, którzy jednak wydawali się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Ktoś wytrącił mu broń i grupa porwała ich za sobą, śmiejąc się i krzycząc. Wkrótce wepchnięto wojowników w bawiący się tłum. Czarnoskóry mężczyzna o zaszklonych oczach wcisnął mu w dłoń zamkniętą butelkę whisky oraz zapalonego skręta. Steelman poczuł znajomy zapach marihuany i zaciągnął się z błogością. Nie mógł się wydostać, otoczony zewsząd bawiącym się tłumem. Przypadkowo uderzył w ubranego w kitel staruszka, który właśnie robił sobie zastrzyk z morfiny. Mężczyzna spojrzał na niego z uśmiechem i krzyknął do ucha.
- Jestem doktor Blaskowitz. Niezła impreza, co?! Oni wszyscy – tu wskazał tłum, lecz zrobił to tak gwałtownie, że jego okulary spadły na ziemię – Oni wszyscy umierają! Byłem lekarzem który prowadził to co zostało po Szpitalu św Elżbiety. Oni wszyscy byli moimi pacjentami! Choroby popromienne, oparzenia, przewlekłe choroby i epidemia, tacy do mnie trafiali a ja ich wszystkich – tu ponownie pokazał na tłum – starałem się wyleczyć. Sam się zaraziłem! – Podciągnął rękaw ukazując pokryte czarnymi kropkami ramię – I też umieram. My wszyscy umieramy, i chcemy się bawić póki stoimy na nogach!
Mężczyzna niemal wrzasnął akcentując ostatnie słowa. Steelman odepchnął go i wskoczył przez rozbitą witrynę ogołoconego sklepu. Patrzył jak pochód zmierza do przodu. Ci, co mają dość, padali na ziemię.
I umierali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz