20.05.2010

Asortyment sklepu Zajceva #2

Padający od kilku dni śnieg pokrył bielą szkielety zrujnowanych budowli. Kilka osób, brnąc w zaspach, starało się czym prędzej uciec przed mroźną zamiecią. Ponad pohukiwania wiatru wzbił się warkot silnika, a zapadający mrok ustąpił, rażony światłem samochodowych reflektorów. Luksusowa limuzyna z platynowymi felgami podjechała pod budynek dawnej komendy nowojorskiej policji. Targany podmuchami płócienny transparent zawieszony na pozostałościach trzypiętrowego budynku ogłaszał wszem i wobec, że w piwnicach tegoż budynku znajduje się obecnie najlepszy sklep z bronią w Nowym Jorku, prowadzony przez Igora Zajceva. Z pojazdu wysiadły dwie postacie, kierując się spiesznie w kierunku wejścia. Jeden z nich, skostniałymi z zimna dłońmi namacał przycisk dzwonka. Z głośnika nad drzwiami odezwał się monotonny, znudzony męski głos:

- Witamy w sklepie Igora Zajceva. Za chwilę otworzą się drzwi. Proszę stanąć przed bramką skanującą i wykrywaczem metali. Do niebieskiego pudła proszę włożyć rzeczy na handel. Do czerwonego broń osobistą i pancerz. Wszelkie próby przemycenia broni będą surowo karane. Życzymy udanych zakupów.

Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypieniem. W pomieszczeniu, w którym było niewiele cieplej niż na zewnątrz, zrzucili z siebie pokryte śnieżną skorupą futrzane płaszcze i czapy. . Jeden z nich, niewysoki starszy mężczyzna, mimo iż szczupły, wciąż zdradzał pewną zwinność ruchów. Ubrany był w dobrze skrojony, szary, wełniany garnitur doskonale pasujący do jego idealnie siwych, sięgających do ramion włosów. Spod krzaczastych brwi lustrowały okolicę oczy pełne dumy i wyniosłości. Również szlachetne rysy twarzy oraz wspaniały złoty łańcuch noszony na szyi nadawały całej postaci szlachetnego wyglądu. Prawa dłoń opierała się na wspaniale zdobionej lasce z ciemnego drewna. Lewa dłoń oparta była o rękojeść spoczywające w pochwie wiszącej u pasa, pokrytej srebrem, krótkiej szpady. Drugi z mężczyzn, wysoki młodzieniec, ubrany był o wiele skromniej. Również u jego boku wisiało ostrze, z tą różnicą, że znacznie krótsze i pozbawione zdobień. Gdy podążali w kierunku bramki skanującej, ich drogę zastąpił stojący do tej pory z boku strażnik.

- Zakaz wnoszenia wszelkiej broni. Miecze proszę zostawić w czerwonym pojemniku na rzeczy osobiste.


* * *


Igor Zajcev kończył właśnie reperować starego Colta, gdy za drzwiami do sklepu rozległ się dźwięk bijatyki i przeładowywanej broni. Aloszka – Jeden z jego kuzynów – bliźniaków, zerwał się z kanapy śpiesząc na pomoc bratu pilnującemu wejścia. Igor wstając chwycił leżący na półce obrzyn. Syknął z bólu. Zawsze tak miał, gdy gwałtownie wstawał. Stare rany na prawej nodze doskwierały mu ostatnio coraz bardziej. Powoli kuśtykając do drzwi naciągnął kurki obu luf. Cokolwiek by się nie działo, chmura śrutu z dwururki to najlepsza polisa na życie. Już kilka razy ta stara prawda ocaliła jego skórę. W „pomieszczeniu bezpieczeństwa”, jak zwykł nazywać korytarz z wykrywaczem metalu i bramką skanującą, ujrzał bliźniaków celujących do jakiegoś dystyngowanego, siwego mężczyzny w nienagannie skrojonym garniturze. Na podłodze leżał nieprzytomny młodzieniec. Najwyraźniej Misza się zdenerwował.

- Co tu się dzieję! Misza?

- Ci dwaj chcieli wejść tutaj z bronią – Ochroniarz pokazał lufą na wiszące u pasa eleganckiego mężczyzny ostrze. - Ten młody twierdził że są z Federacji i że ten tutaj to szlachcic. Co mnie to obchodzi szefie. Przepisy to przepisy. Byłem miły, to nie słuchali.

- Kim pan jest? – Igor opuścił lufy i zwolnił kurki w dwururce.

- Nazywam się baron Jewgienij Malaczenko. Jestem szlachcicem z Federacji Apallachów i żądam wyjaśnień. To jak potraktowali mnie pańscy ludzie, nie mówiąc o moim przybocznym, to jakiś skandal.

- Pan wybaczy, baronie. Misza to dobry chłopak. Wykonywał tylko swoją robotę. Nie byliśmy uprzedzeni o wizycie przedstawiciela szlachty z zaprzyjaźnionej Federacji. Jeśli nie ma pan nic przeciwko to zapraszam do sklepu. O chłopaka proszę się nie martwić. Misza się nim zajmie. Prawda Misza?

- Ale szefie to nie…

- To nie ważne. To nieporozumienie. Zrób co mówię. A pana zapraszam do mnie. Z reguły nie wpuszczamy nikogo z bronią, stąd ten incydent, ale dla szlachetnie urodzonego myślę że nie będziemy tak rygorystyczni. Proszę zatrzymać swój miecz.

Wyraźnie udobruchany baron spojrzał jeszcze z pogardą na zdezorientowanego strażnika, i zachęcany gestami Zajceva, ruszył do następnego pomieszczenia.

- Napije się pan czegoś. Mam przedwojenną wódkę, Trochę wina… I pańskie nazwisko, baronie. Ma pan europejskie korzenie?

- Wódkę – Baron wciąż jeszcze nie mógł ukryć niechęci - A tak. Moi dziadowie pochodzili z Ukrainy. Pan jak sądzę miał przodków w Rosji.

- Zgadza się – Handlarz sprawnie napełnił dwie szklanki. – Pana zdrowie. Jeszcze raz przepraszam za ten incydent.

- Mój czas jest cenny, więc przejdę do konkretów – baron jednym ruchem wlał w siebie całą zawartość szklanki – Polecono mi pana, jako osobę, u której znajdę to czego mi trzeba. Mam mam nadzieję więc, że po raz drugi nie rozczaruję się wizytą tutaj. Tegoroczna zima jest wyjątkowo sroga, więc postanowiłem skorzystać z zaproszenia jednego z moich znajomych w Miami. Wyruszam na kilka dni na polowanie. Mam zamiar wraz kilkoma innymi przedstawicielami elit Federacji przywieźć z Neodżungli kilka ciekawych trofeów. Szukam czegoś niestandardowego. Czegoś co sprawi, że moi nadęci sąsiedzi zzielenieją z zazdrości. No i oczywiście czegoś co nie tylko będzie efektownie wyglądało. Cena nie gra roli.

Zajcev w zamyśleniu powoli sączył alkohol.

- Czy ma pan odpowiednie pozwolenie na zakup takiej broni?

- Oto one – dystyngowany mężczyzna wyjął z kieszeni żółtą kartkę pokrytą maszynowym pismem. Pieczątka i podpisy się zgadzały.

- Myślę, że mam coś w sam raz dla pana, baronie. Myślę, że to idealnie wpisze się w pańskie gusta.


* * *


# Nowoczesna Kusza #



Parametry:


Obrażenia: Ciężkie

Nabój: Bełt

Punkty przebicia: 2

Wymagana budowa: 14

Szybkostrzelność: 1

Pojemność magazynka: 1

Dostępność: Niewielka

Cena: 160 gambli

Reguły specjalne: Celny ( Dołączony celownik ), Niezawodny, Niewielki zasięg (jak pistolety)


Komentarz Zajceva: To cudeńko sprzedał mi jeden z nowojorskich żołnierzy powracających z misji na jednym z odcinków Missisipi. Pan baron słyszał, że chcą z tego szamba zrobić szlak transportowy dla wojsk Frontu Północnego. Tak więc prezydent wysyła naszych chłopców, aby pomagali miejscowym wyżynać mutantów którzy się tam zalęgli. Dość paskudna sprawa podobno. Wiele ofiar. Kuszę tą znaleziono przy jednym z zabitych mutków. Podobno zanim padł, zdążył powystrzelać kilku naszych. Niech gryzie ziemię. Ścierwo. Do kuszy dorzucam gratis kilka profesjonalnie wykonanych bełtów.


* * *


Mgła zalegająca nad rzeką nieco opadła, toteż mężczyzna dał znać chłopcu że czas już wyruszać. Sprawnie ściągnęli cumy i odbili tratwę od prowizorycznego pomostu. Równomiernym wiosłowaniem kawałkiem deski bez problemu pokonywali łagodny nurt rzeki. W tym miejscu woda była wyjątkowo spokojna, a wiele ryb, zmęczonych długą podróżą w kierunku oceanu, szukało schronienia w wodnej roślinności. Młody chłopiec z dumą trzymał rodzinny skarb. Wspaniałą kuszę, którą jego ojciec dostał od wuja, w zamian za udzielenie schronienia. Tratwa dopływała do miejsca, gdzie nad powierzchnię cuchnącej wody wystawał skorodowany dziób zatopionego statku wycieczkowego. Pordzewiały wrak był istnym rybim rajem, toteż tutaj połowy były zawsze najobfitsze.

- Tato! Czy będę mógł dzisiaj strzelać.

Mężczyzna mocujący właśnie tratwę do wraku odwrócił głowę i uśmiechnął się do syna. Ogromna narośl na szyi pulsowała w równym tempie. Nabrzmiała powieka pokrywająca zniekształcone, pokryte bielmem lewe oko bez przerwy mrugała. Drugie, zdrowe oko z miłością patrzyło na syna.

- Dobrze. Rozrzuć przynętę a tatuś wszystko przygotuje.

Mężczyzna delikatnie wyjął kuszę z rąk chłopca. Wprawnym ruchem naciągnął cięciwę. Pokryte zrogowaciałym naskórkiem dłonie wyszperały z drewnianej skrzyni Bełt z przyczepionym do niego cienkim, mocnym sznurkiem. Po chwili kusza była gotowa do strzału.

Do rozrzuconych na powierzchni wody kawałków pszennego ciasta zaczęły właśnie podpływać wygłodniałe ryby.

- Pamiętasz synku, to co ci tłumaczyłem ostatnim razem. Patrzysz przez ten celownik. Delikatnie naciskasz spust, ale tylko wtedy gdy ryba na dłużej zajmie się kawałkiem ciasta.

Chłopiec chwycił kuszę zdrową ręką. Druga, skarłowaciała i pokryta pomarszczoną, gnijącą skórą, podrygiwała spazmatycznie.

- Nie martw się. Niedługo załatwimy Ci jakąś protezę, i będziesz mógł strzelać samodzielnie. No, uważaj. Zwolniłem blokadę. Ja trzymam, ty celujesz.

Z cichym brzękiem zwalnianej cięciwy bełt poszybował wbijając się w powierzchnię wody. Mężczyzna powoli nawijał sznurek. Opór na końcu świadczył o tym, że strzał był celny. Wspólnymi siłami udało im się wyciągnąć dużą dwuogonową rybę pokrytą cuchnącym, gęstym śluzem.

- No synku! Wspaniale! Twoja pierwsza złowiona ryba. I to największa jaką widziałem w życiu

Bezzębne usta chłopca rozszerzyły się w pełnym radości i dumy uśmiechu.

- Jeżeli uda nam się przeżyć, pewnego dnia przejmiesz tę kuszę ode mnie i będziesz przynosił do osady dużo smacznego rybiego mięsa… Jeżeli tylko uda nam się przeżyć…


* * *


# Nowoczesny Łuk #



Parametry:


Obrażenia: Ciężkie

Nabój: Strzała

Punkty przebicia: 2

Wymagana budowa:13

Szybkostrzelność: 1

Pojemność magazynka: 1

Dostępność: Niewielka

Cena:170 gambli

Reguły specjalne: Celny ( Dołączony celownik elektroniczny ), Niezawodny.


Komentarz Zajceva: To cudeńko przedwojennej myśli technicznej trafiło do mnie dokładnie trzy dni temu, praktycznie w stanie nienaruszonym. Stworzona specjalnie do polowań. Idealna dla każdego, komu znudziły się głośne, ciężkie strzelby. Coś, co pozwoli panu, baronie, zbliżyć się do natury. Zestaw bloczków w naciągu i odpowiednie materiały sprawiają że nie trzeba dysponować nadludzką siła, aby wykorzystać cały potencjał tej broni. Ale cały sekret jej wyjątkowości tkwi w elektronicznym celowniku, który, niedość że znacznie przybliża cel, to jeszcze samodzielnie bierze poprawkę na odległość, wiatr a nawet wilgotność powietrza. Zasilany standardowymi akumulatorkami, toteż nie ma problemów z jego działaniem. Cały ten sprzęt jest niezwykle delikatny, toteż należy obchodzić się z nim bardzo ostrożnie. Kolejnym plusem jest kilkanaście strzał, które mają wymienne, dokręcane groty. Udało mi się zdobyć kilka rodzajów, które można użyć w zależności od tego na co się poluje, lub do czego się strzela.


* * *


Porucznik Luttsonn obserwował ruchy maszyn przez lornetkę. Wszystko układało się nie po jego myśli. Najpierw wóz z zaopatrzeniem rozwalił się na środku pustyni, i trzeba było zostawić część chłopców, aby studzili grabieżcze zapędy okolicznej ludności. Potem okazało się że sprzęt który dostali nie jest tak sprawny jak wszyscy myśleli. No i kiedy po kilku godzinach żmudnej pracy udało im się wreszcie połatać tę przeklętą magistralę kablową i wreszcie dociągnąć ją do budynku, gdzie założyli punkt obserwacyjny, jak z pod ziemi, na ich tyłach wyrósł patrol molochowych sług. Właśnie w tym momencie porucznik przekonał się o dwóch rzeczach: Że urządzenia zagłuszające również nie są sprawne, i po drugie, że rzeczywiście Moloch interesuje się tymi terenami, skoro w okolicy kręcą się takie siły. Cudownie…Wprost fantastycznie.

Porucznikowi mina zrzedła jeszcze bardziej, gdy ponownie spojrzał przez lornetkę na zrujnowany plac. Do patrolujących i nasłuchujących Łowców dołączyła właśnie maszyna inżynieryjna. Robot sprawnie przecinał żyły magistrali, podłączając się kolejno pod każdy kabel. Pewnie wkrótce trafi na przewód transmisyjny i dotrze do danych, do których dotrzeć nie może. Szlag by to trafił!

Klęczący obok żołnierz obserwował całą sytuację przez okular celownika optycznego. Od czasu do czasu spoglądał na porucznika, czekając na sygnał do oddania strzału. Po cichu liczył na to, że nie będzie musiał tego robić. Ten scenariusz jest już dobrze znany. Ktoś oddaje strzał. Jedna maszyna obrywa, i jak Bóg pozwoli, strzał okazuje się zabójczy. W tym czasie reszta maszyn lokalizuje strzelca analizując kierunek skąd nadszedł dźwięk wystrzału. Jedna maszyna w zamian za życie kilku, kilkunastu ludzi. Moloch maszynę zastąpi łatwo. Cała nadzieja w sierżant Kate


*


Sierżant Kate ostrożnie nakręcała na strzałę wyjętą właśnie ze stalowego pudła, specjalną końcówkę.

Grot uformowany w kształt stożka, złożony był z kilku warstw różnych materiałów wybuchowych. Sama zasada działania była prosta. Na samym czubku znajdowały się dwie szklane tulejki z chemicznym płynem. Pod wpływem uderzenia tulejki pękały, a powstałe w wyniku zmieszania chemikaliów napięcie odprowadzane było niewielkim drucikiem na koniec wybuchowego stożka. Do mikrozapalnika dociera impuls elektryczny, następuje inicjacja detonacji. Poszczególne materiały wybuchowe wybuchają łańcuchowo tworząc ogromną chmurę gorącego gazu skierowaną w stronę celu. Nie ma takiego pancerza, który by to wytrzymał. Gorące gazy i fala uderzeniowa rozrywają i topią wnętrze maszyny. Całość trwa ułamek sekundy Jakieś przeszkody? Mnóstwo. Szansa na niewybuch: czterdzieści procent. Szansa na przedwczesną eksplozję przy wyjmowaniu z pojemnika lub montowaniu na strzale: dwadzieścia pięć procent. Jak do tej pory dwa udokumentowane przypadki śmiertelne. Statystyka nigdy nie była najmocniejszą stroną Posterunku. Grot siedzi. Oby tylko trafił w cel i wybuchł. Sierżant Kate odgarnęła niesforne, pokryte kurzem włosy i delikatnie oparła strzałę o cięciwę. Kciukiem włączyła elektroniczny celownik. Bloczki napinające skrzypnęły cicho, gdy kobieta dociągnęła cięciwę do policzka. Komputer celowniczy szybko analizował dane. Skierowała łuk zgodnie z wytycznymi minikamery. Oby tylko wybuchł, oby tylko wybuchł. Puściła cięciwę. Czas jaki strzała potrzebowała na dotarcie do celu wydawał się wiecznością. Wszystko zadziałało. Strzała przykleiła się do bocznego pancerza, a milisekundę później cała maszyna inżynieryjna eksplodowała. Impet przewrócił pozostałe roboty. Zdezorientowani Łowcy biegali bezładnie atakując stalowymi ostrzami napotkane na swej drodze obiekty. Niedługo nastąpi procedura odwrotu. Nie było strzelca. Nie słychać było strzału. Jednostka zniszczona. Czas zyskany w ten sposób pozwoli żołnierzom usunąć magistralę, zabrać sprzęt i wycofać się z tego miejsca, zanim Moloch przyśle siły, które zaczną penetrować okolicę. Dziś się udało. Ciekawe, co przyniesie jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz