Kanistry z benzyną wsunął pod tylne siedzenie. Wyciągnął z kieszeni pożółkłą kartkę, niezgrabnie przekreślając pozycję z listy.
- Kolonia mutków unieszkodliwiona. Zapłata w benzynie. Kolejne cenne doświadczenie – wyszczerzył białe zęby. Siedzący w czarnej furgonetce mężczyźni odpowiedzieli mu równie filmowymi uśmiechami.
- To co teraz? Maszyna czy Gangerzy?
- Według listy, ochrona ekspedycji. Neodżungla.
Pojazd ruszył, wzbijając obłoki kurzu
***
Strzelec ostrożnie nawlekał pociski na taśmę nabojową. Było gorąco, mimo iż ruiny hotelu chroniły przed morderczym słońcem. Szef skończył rozmawiać przez radio.
- Powariowali. Carlos daję przedwojenną wódę, Bracia Thompson darmowy karnet do burdelu, a Swarov przysięgał porozmawiać z człowiekiem od Schultza o pracy. Wszystko za załatwienie tych gości…
- Jacyś ważniacy? – Strzelec zarepetował karabin.
- Bohaterowie… szaleńcy igrających z rzeczywistością. Jeżdżą od osady do osady, wykańczają każdego, kto nie pasuje do schematu. Mike macha. Jadą. Czarna furgonetka. W stanie niemal idealnym, jak wszystko, czym dysponują. Zróbmy to i wracajmy. Po prostu…
***
Czarna furgonetka widowiskowo omijała blokujące drogę wraki. Przy ruinach starego hotelu zza zakrętu wyjechała nagle pordzewiałą osobówka. Strzelec podekscytowany ilością dostępnej amunicji zgrał celownik z głową kierowcy o niesamowicie białych zębach. Miarowy odrzut broni. Na czyściutkiej szybie furgonetki, jedna obok drugiej, pojawiały się małe pajęczynki. Iglica trafiła w próżnię. Furgonetka uderzyła w przechyloną latarnię. Podziurawiona kulami szyba wypadła na jezdnie. W środku siedziały trzy poszatkowane kulami trupy. Ich nieskazitelnie białe zęby pokrywała szkarłatna krew. Oczy rozszerzone ze zdziwienia, że wszechmocny Mistrz zakpił z ich bohaterstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz