30.09.2011

Barowe Opowieści #15

Witam.

Stałych bywalców odsyłam od razu w ulubione miejsca. Rozgośćcie się. Nowych klientów witam serdecznie. Siadajcie, czujcie się jak u siebie, chociaż przypominam że jesteście u mnie. Jeżeli u siebie macie zwyczaj szczania gdzie popadnie, wolał bym abyście przestrzegali ogólnych zasad w tym mieście, które głoszą, że wychodek znajduje się dosłownie kilkanaście kroków na lewo od wejścia, i nie, nie pobieram opłaty. Kolejna porcja opowieści z gatunku skórzanej kurtki i celnego gnata zostanie dziś wam podana, przy akompaniamencie ledwie świeżego piwa, które jechało do was przez wiele dni z Zachodu. Taniocha. Pięć gambli za butelczynę, to tak jakbym za darmo oddawał i jeszcze do interesu dopłacał.


Na początek.

Komiks mówiący o tym, jak istotna jest Percepcja. Mój wzrok jest dobry i widzę cię, gówniarzu, Trzymaj łapki z daleka, bo ci je połamię. Zapraszam.

Link: Neurokonfrontacja - Odcinek 8 – Percepcja

Spotkałem gościa ostatnio, podczas polowania. Na standardowe pytanie skąd jest, odpowiedział że z Frontu. Chciałem mu już obić gębę, za to że stroi sobie ze mnie żarty, kiedy najwyraźniej przeczuł że będzie bolało i wszystko mi wyjaśnił. Nawet na Froncie rodzą się dzieci. Rodzaju Ludzkiego nie zajedziesz.

Link: Inne materiały – Pochodzenie: Front

Na dobranoc bajeczka. O brzydkim Muciątku. Tylko niech wasze żony nie opowiadają tego szczeniakom, bo zaraz sobie polowanie urządzą i co brzydszych rówieśników odstrzelą. Nie każdy rodzi się z ładną buźką. Taką jak moja, chociażby.

Link: Opowiadania: Brzydkie Muciątko

Do następnego!

Pochodzenie - Front

Pochodzenie: Front

Bonus: +1 do Charakteru

Opis:

Jesteś dzieckiem frontu. Dzieckiem wojny.

Męczy cię ciągłe tłumaczenie, jak to jest możliwe. Masz już dosyć opowiadania, że na Froncie też są kobiety, że gotują, leczą i walczą razem z mężczyznami i że za co się nie wezmą biją facetów na głowę. Ty jesteś synem jednej z tych bohaterek. Przebiegłej i twardej, a jednocześnie czułej i troskliwej. O swoim ojcu nie wspominasz bo przecież wiadomo jak to jest, bo w takim miejscu i w takich warunkach trwale związki to rzadkość. Z resztą, czemu się dziwić, bo kiedy człowiek balansuje bez przerwy na krawędzi i już dawno pożegnał się z życiem, jedyne, co może go motywować do przetrwania, to obietnica ciepłej strawy, opieki i odrobiny zwyczajnej ludzkiej czułości, jaką potrafią dać tylko kobiety. Gdyby nie one, front już dawno by się rozsypał, a Moloch dobijałby się właśnie do Meksów i Piratów z okolic Miami. Być dzieckiem na froncie, to urodzić się w mundurze. Tam nie ma czasu na dzieciństwo, bo i Moloch nie zwykł prowadzić żłobków. Odkąd pamiętasz, naturalnym elementem twojego krajobrazu były zasieki, transzeje i okopy. Za poduszkę służył ci worek z piaskiem a za kocyk kawał brezentu w piaskowym kolorze. Zamiast grzechotek miałeś granaty a mleko piłeś z manierki. W czasie świąt Bożego Narodzenia owijałeś zaschłe drzewo drutem kolczastym. Gdy tylko podrosłeś na tyle, aby utrzymać karabin lub łopatę, zostałeś wciągnięty w brutalne frontowe życie. Nie było taryfy ulgowej więc robiłeś to co inni: kopałeś, walczyłeś i uciekałeś. Powtarzalne jak mantra. Dzien po dniu. Przywykłeś do gazu, przywykłeś do powietrza gęstego od ołowiu, przywykłeś do ciągłego napięcia i przywykłeś do śmierci. Po prostu o tym nie myślisz. Robisz swoje. Ta filozofia towarzyszy ci wszędzie, nawet w obcym dla ciebie świecie na południu Zasranych Stanów. Nie patrzysz na przeciwności. Działasz. Po prostu.

Cechy (Wybierz jedną z nich):

Saper.

Jesteś wirtuozem łopaty.

Nawet po ciemku wykopiesz modelowy okop. Za pomocna drutu kolczastego tworzysz bariery nie do przejścia, a z granatów i sznurka w mgnieniu oka przygotujesz niespodziankę dla wrogów. Rozpoczynasz grę z „ Materiały wybuchowe” i „Przygotowywanie pułapek” na poziomie 2, a tworzone przez ciebie lub pod twoją komendą umocnienia chronią lepiej, i wymagają mniej czasu na przygotowanie.

Maratończyk.

Jeśli dowódca nie przestanie biec to przysięgam że go zastrzelę…

Całe życie w biegu. Ledwo co przeniosłeś kilkanaście worków z piaskiem i wykopałeś wilczy dół, a tu nagle łączność z drugim odcinkiem została zerwana i trzeba osobiście przekazać im rozkazy. Dwa kilometry w gęstym od spalin powietrzu. Wracasz, a tu ewakuacja i trzeba w oka mgnieniu zwinąć sprzęt i spieprzać, zanim rozjadą was Juggernauty. Ledwo odskoczyliście, na bezpieczną odległość a tu znów trzeba działać. Umocnienia same się nie przygotują! Kondycyjnie nic was nie zagnie. Rozpoczynasz z umiejętnością „Kondycja” ozdobioną wartością 2, a wszystkie testy są dla ciebie o poziom niższe.

Znieczulica

To co że strzelają. Mają czym, to i strzelają…

Jak byłeś mały, świst kul zastępował ci kołysankę. Huk broni palnej, czy też padające blisko ciebie strzały nie robią na tobie żadnego wrażenia. Co więcej łatwiej od innych rozpoznajesz typ broni, z której ktoś zagęszcza powietrze wokół siebie. Bohater nie musi rzucać testów morale, gdy znajdzie się pod ostrzałem. Efekt psychologiczny świszczących w powietrzu kul w żaden sposób na niego nie działa.

Frontowe znajomości.

Przywódca Los Diablos? To przecież Juan Martinez. Mój ziomek z czasów Frontu.

Nic tak nie zbliża jak leżenie w tym samym wypełnionym cuchnącym błotem okopie, kiedy nad głową przewala się Mobsprzęt, powietrze jest gęste od gazu, a wy dysponujecie tylko jedną maską przeciwgazową na trzech. Bohater na starcie ma dodatkowo dwóch „Przyjaciół na śmierć i życie”, połączonych z nim wspólną historią z Frontu.. Mistrz Gry sam określa gdzie prawdopodobnie teraz żyją ( wybór wg mapki oznaczającej zasięg reputacji) oraz jaki jest ich status ( Rzut k20 – im wyższy wynik, tym wyższe znaczenie przyjaciela. Przy 1 kumpel będzie śmierdzącym kloszardem, przy 20 może być kimś naprawdę znacznym – decyzja MG)

Odcinek 8 - Percepcja

Odcinek 8 - Percepcja

Ósmy odcinek neuroshimowego komiksu "Neurokonfrontacja"

Wysoka Percepcja, jak każdy współczynnik, jest cholernie ważna w zniszczonym świecie Neuroshimy. A teraz pomyślcie ile ciekawych gambli przeszło wam pod nosem, przez to że woleliście inwestować w Zręczność...

Odcinek 8 - Percepcja
(Kliknij, aby powiększyć)



Brzydkie Muciątko

Pewnego wieczoru w spokojnym Teksasie.

Generał Dziadzio zlustrował stojących na baczność wyrostków, z wysokości bujanego fotela rzucając na nich pogardliwe spojrzenie spod swych krzaczastych brwi.
- No dobra szczyle. Spocznij. Czas do łóżek.
- A co z bajką na dobranoc, Generale Dziadku.
- A, no ten tego... więc dobrze. Siadać na dupach i słuchać. Bajka będzie krótka i z morałem, a potem do łóżka.
Starszy mężczyzna zapalił fajkę, i po chwili, rozkoszując się prawdziwym teksańskim tytoniem, rozpoczął edukacyjną przypowieść.

# # #

Jakiś czas temu, w jednej z zapadłych dziur w Zasranych Stanach Ameryki, ciszę nocną przerwały krzyki rozwrzeszczanych bachorów, wyrzuconych naturalnymi siłami na świat przez panią Johnson. Jak to z reguły bywa, bliźnięta były do siebie podobne. Prawie. Jedno z dzieci, nawet w oczach najbardziej przyślepych mieszkańców nie mogło uchodzić za urodziwe. W przeciwieństwie do swych braci, trzeci pomiot państwa Johnson miał z lekka zdeformowaną facjatę, a jego wątłe ciało pokrywała niezdrowa, brzydko pachnąca skóra. Matka brzydala chroniła go za wszelką cenę, sprzeciwiając się radom starszyzny, aby go w cholerę wywieźć poza teren osady.
I tak mijały lata, a dziecko zwane przez matkę Julianem, a prze całą resztę Szpetnym Ju,nie chciało wykitować, mimo cichych starań ojca i rodzeństwa. Dzieciak, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej różnił się od swych rówieśników. Choć wątły posturą i brzydki jak dupa Alahamy, był nad wyraz silny i sprawny, więc od czasu do czasu, kiedy trzeba było spuścić komuś z sąsiedztwa łomot, Szpetny Ju zyskiwał sobie coś na kształt chwilowego szacunku w oczach swoich braci. Poza tymi nielicznymi przypadkami, kiedy mógł popisać się swą sprawnością, chłopak pozostawał na uboczu, na polu towarzyskim osady ponosząc kompletną porażkę. Matka, przeklinając napromieniowane batoniki, jakimi zażerała się w czasie ciąży, starała się kochać swoje małe szkaradztwo, miłością rekompensując mu wszystkie doznane krzywdy. Młody, chcąc unikać codziennych uprzejmości w stylu „ Kochanie, podaj strzelbę” tudzież, „ O kurwa! Diabeł!”, spędzał dużo czasu na włóczędze, eksplorując okoliczne ruiny. Pewnego dnia, uciekając przed lecącymi kamieniami i wyzwiskami, postanowił udać się na dłuższą wędrówkę. Nie wiedział że właśnie rozpoczyna nowe życie.

Krwawe ślady prowadziły w stronę zrujnowanych zabudowań, w które nigdy wcześniej się nie zapuszczał. Podążając tym tropem odnalazł w końcu urwaną kończynę. Roztrzaskany zegarek nie pozostawiał wątpliwości, że ramię należało do Pana Billowa, zaginionego przed tygodniem mieszkańca osady. Julian patrząc z fascynacją na znalezisko, nie zauważył, jak kroki swe kieruje ku ogromnej rozpadlinie. Stracił równowagę, i ślizgając się po stromym zboczu, na pełnej prędkości wjechał w pozostałości starego magazynu.

Otaczały go dziwne, poskręcane postacie, których żółte ślepia błyskały groźnie w mroku. Największy z nich, warcząc, rzucił się na zaskoczonego młodzieńca. Zanim jednak zdał sobie sprawę, że źle ocenił przeciwnika, leżał na ziemi z przetrąconym karkiem. Julian dysząc uniósł kawałek gruzu i dokończył dzieła.

Kilkadziesiąt postaci otoczyło go. Ktoś zerwał czerwony strzęp materiału z ramienia pokonanego i przyozdobił nim Juliana. Chłopak zrozumiał, kiedy spojrzał w ogromny kawał szkła, oparty o ścianę budynku. Zawsze wzbraniał się przed swoim odbiciem, przez co zaskoczyło go, jak bardzo podobny był do otaczających go istot. Znalazł w końcu prawdziwą rodzinę.

Z mroku nocy wybiegły skulone cienie, za którymi powoli kroczyli ich mechaniczni sojusznicy. Szpetny Ju, z czerwoną opaską na ramieniu, dzierżąc oderwaną mechaniczną kończynę uzbrojoną w ostre pazury, dała sygnał do ataku. Ludzka osada spłynęła krwią.

Julian troskliwie ułożył odciętą głowę swojej matki na towarzyszącej mu pająkowatej maszynie. Uśmiechnął się do niej czule, obserwując kontem oka jak przeklęta okolica jego dzieciństwa w ogniu traciła swój pierwotny kształt.

# # #

- No dzieciaki! Koniec opowieści. Czas do łóżek i rano widzę was wszystkich przed moją chatą.

- A morał?

Generał Dziadzio poskrobał się po głowie.

- Morał jest taki, że jak te paskudne dziecko od Marty Levis zacznie choć trochę przypominać mutka, macie rozpieprzyć mu łeb. Jasne? Odmaszerować… i dobranoc.


Tekst zamieszczony został w 43 numerze Gwiezdnego Pirata, jako jedna z kilku prac wysłanych na konkurs z okazji dnia Molocha.
Zapraszam do zapoznania się z całością.
Link: Gwiezdny Pirat #43