28.04.2011

Barowe Opowieści #12


Burza piaskowa dała nam się solidnie we znaki i niemal przez cały dzień starłem się usunąć zwały piachu sprzed wejścia do baru. W barze siedzi dziś niemal cała okolica, starając się choć trochę odsapnąć od całodziennej harówki. Dziś będzie na bogato, bo przed kilkoma godzinami zawitała do nas karawana kupiecka z Dallas. Ludzie w końcu mogli wymienić gromadzone gamble na leki i amunicję, a jak zaopatrzyłem się w kilka Teksańskich alkoholowych specjałów. Każdy ma ochotę wypić coś mocniejszego, więc myślę że przez kilka kolejnych dni będę w stanie serwować tylko wodę i jakieś piwne popłuczyny, jaki jeszcze zostały mi z zapasów. Jak się bawić, to się bawić.

Po raz dwunasty spotykamy się w tym barze aby posłuchać przeróżnych opowieści z wszystkich zakątków Zasranych Stanów. Jako szanujący się barman muszę dbać o swoich klientów, toteż serdecznie zapraszam do zapoznania się z dzisiejszym repertuarem historyjek.

Zaczniemy od starego raportu na temat pewnej Molochowej zabaweczki. Jest to chyba przykład tego że Blaszak ma nie po kolei w procesorach wypuszczając taki badziew.

Link: Inne materiały – Bestiariusz – Infektor

Tę historyjkę opowiadał mi pewien staruszek, któremu za darmochę sprezentowałem szklankę wody. Podobno był świadkiem tego, jak w jednym miasteczku po ataku w 2020 roku rozkręciła się niezła impra. Prawdziwe Death Parade.

Link: Opowiadania – Imprezka

Jeżeli na sali są jacyć Sędziowie, proszeni są teraz o wyjście na papieroska na zewnątrz. Czas na opowieść o tym jak szybko dorobić się w Nowym Jorku na transporcie towarów. Niekoniecznie pod nadzorem tamtejszych władz.

Link: Inne materiały – Szemrane Interesy – Nowy Jork: Przemytnicy

Tym razem na spacerek powinni wyjść duchowni i kaznodzieje, i niech nie zapomną pobłogosławić frontowych drzwi mojego zacnego zajazdu. Rzecz będzie o sekciarzach którzy w Salt Lake City zastąpili zwykłych bandziorów w roli grabieżców i wyzyskiwaczy.

Link: Inne materiały – Szemrane Interesy – Salt Lake: Sekciarze

Co dokładnie wydarzyło się w knajpie u Rudej Cindy, nie wiadomo aż do dziś. Pamiętam tylko że znaleziono tam panienkę którą ktoś wyprawił jak prosiaka. Jakiś kultysta czy standardowy w tych czasach szaleniec? Cholera ich tam wie. Ważne że w naszej skromniej mieścinie nic takiego się jeszcze nie wydarzyło.

Link: Scenariusze – Morderstwo u Rudej Cindy

That’s all Folks! Do zobaczenia na kolejnej pogawędce przy barze

Salt Lake: Sekciarze

Jeśli chcecie wprowadzić do drużyny kilka przestępczych wątków, to z pewnością odnajdziecie się w roli sekciarzy z Salt Lake City. Tam, w dymie kadzideł i szmerach modlitw rozgrywa się bezwzględna walka o dusze, prowadzona za pomocą poświęconych narzędzi: karabinowych kul, ostrych noży i ciężkich gazrurek. A gdy już przepędzimy konkurentów, czas wydoić swoje stado.

Całość znajdziecie w 38 numerze Gwiezdnego Pirata, na stronie 15. Zapraszam.

Link: http://files.neuroshima.org/gwiezdnypirat38.pdf

Fragment:

“Jeśli interesuje was uczestnictwo w prawdziwej i twardej zabawie dużych chłopców i niegrzecznych dziewczynek, koniecznie musicie odwiedzić miejsce, którego z pewnością nie będziecie kojarzyć z gangsterską i prochami. Salt Lake – wylęgarnia fanatyków i świrusów, przy których leszcze z hegemonii zwijają się jak tacos. Pod pierzynką religijności i teologicznych sporów będziecie mieli tam do czynienia z najprawdziwszą walką na noże, ołów i spryt. Nie wierzycie? To zapytajcie lepiej skąd bossowie z Vegas biorą swoich najlepszych najemników. Połączenie żywego sukinsyństwa z religijnym praniem mózgu daje zaiste niesamowite rezultaty.”

Nowy Jork: Przemytnicy

Tekst z gatunku „szmeranych interesów” czyli coś dla graczy chcących rozwinąć przestępczy proceder w Zasranych Stanach. Tym razem jest robota w Nowym Jorku, gdzie miasto stara się kontrolować rynek używek i broni, co nie do końca wszystkim się podoba. Zadanie jest proste: przemyć towar w granice miasta, sprzedaj z zyskiem i baw się za ciężko zarobione gamble. Proste? Czy aby na pewno…

Całość znajdziecie w 38 numerze Gwiezdnego Pirata, na stronie 13. Zapraszam.

Link: http://files.neuroshima.org/gwiezdnypirat38.pdf

Fragment:

Zaczniemy od hardkoru. Kto był w Nowym Jorku, zwłaszcza w dzielnicach kontrolowanych przez tamtejszy rząd, ten wie, jak ciężko żyje się tam ludziom o zwichrowanym poczuciu uczciwości. Gliniarze na każdej ulicy, ścisła kontrola podróżnych, obywatelstwa, papierki, pieprzona biurokracja, tajniacy, prywatni ciecie oraz surowe prawo. Mógłbym wymieniać dłużej, ale po co się denerwować. Powiedział bym wam coś o bankach czy bogatych sklepach, ale to robota dla profesjonalistów. Powiem krótko – w Nowym Jorku najlepiej dorobić się na przemycie broni i narkotyków.

Morderstwo u Rudej Cindy

Prezentuję tutaj krótką scenkę, która może być zalążkiem dłuższej przygody z tajemniczym kultem w tle lub początkiem kłopotów graczy którzy narażą się pewnemu ważniakowi. Tekst brał udział w konkursie organizowanym na blogu Gry Fabularne (http://gryfabularne.blogspot.com)

Otoczka:

Miami. Ekipa znalazła się w małej osadzie w której mieszkają pracownicy sezonowi zatrudniani od czasu do czasu na pobliskiej plantacji.

W knajpie Rudej Cindy zapanowało ogromne poruszenie, nienaturalne dla tej pory dnia. Zaciekawiona biedota zaczęła wychodzić ze swych lepianek, przedzierając się przez błoto w kierunku stojącego na palach budynku w centrum osady. Wewnątrz obskurnego lokalu zebrało Sie już kilkanaście osób. Cindy szlochała. Jej pulchne ciało falowało przy każdym zachłyśnięciu się powietrzem. Przy barze, na drewnianej podłodze siedzieli trzej mężczyźni, niespokojnie przypatrując się ogromnemu murzynowi, który oddychając ciężko, próbował przeszkodzić tłumowi przed wdarciem się do dalszej części knajpy. Aresztowani niespokojnie przypatrywali się nabitej dwururce murzyna, którą właśnie odpędzał co nachalniejszych mieszkańców.

Wieść rozeszła się szybko. Ognista Lara Malto została zamordowana.

To nie byle wypadek. Ciało Lary zostało rozcięte od szyi po podbrzusze, organy wyjęto i wrzucono do jutowego worka po kawie. W rozcięte wnętrze ktoś napchał świeżych liści bananowca. Na stoliku obok łóżka leży nic chirurgiczna oraz igła. Pod łóżkiem ktoś porzucił zakrwawiony nóż rzeźnicki.

Trzej mężczyźni siedzący przy barze zapłacili poprzedniej nocy za prawo do spędzenia czasu z Larą. Tylko oni weszli na górę. Psy w nocy nie wyczuły nikogo obcego. Stróż drzemał przy kracie odgradzającej parter od piętra. Jeden z nich zabił Ognistą Larę

W tłumie słychać szmery. Gdzieniegdzie, przez gwar, przebija się soczyste przekleństwo rzucane w stronę pojmanych. Gdzieś ktoś krzyczy, żebry powiesić wszystkich. Masa ludzka napiera na potężne ciało murzyna. Sopu Mokkano był kimś w rodzaju wójta. Pilnował porządku, zarządzał osadą. Trzej goście przybyli z pobliskiej plantacji. Mieli rekomendację jej właściciela, pana G. Oznacza to, że formalnie pozostawali pod jego opieką. Ciężka sprawa.

Mokkano musi znaleźć winnego i go zabić, inaczej tłum dokona samosądu i rozniesie na strzępy wszystkich trzech. Tego Pan G. już by im nie wybaczył.

Pół godziny – tyle dzieli mężczyzn od śmierci w męczarniach. Wszyscy kochali Ognista Larę Malto. Każdy mężczyzna w osadzie marzył o tym, ze uzbiera kiedyś wystarczająca ilość gambli, aby spędzić z nią choć kilka godzin.

Gracze są obcy. Według tutejszego prawa to oni muszą przejąć rolę sędziów. Muszą zdecydować, który z tych trzech jest mordercą. Jeśli tego nie zrobią, zostaną posądzeni o brak szacunku. Podzielą los skazanych.

Pół godziny: Tylko tyle czasu mają gracze na zebranie informacji. Oto one:

Pierwszy. Charles Moss. To blondyn o szerokiej szczęce i potężnych, niezgrabnych dłoniach. Były rzeźnik z Teksasu, który nie wie jak radzić sobie z kobietami. Prawie uderzyli Dolores, córkę Rudej Cindy, za to że krzywo spojrzała na niego.

Drugi. Simon Kant. Niski, krepy murzyn. Były sanitariusz leczący się z depresji której nabawił się na służbie w jednej z kopalni w Federacji Apallachow. Podobno zainteresował się jakimś dziwnym kultem kapłanów z Haiti

Trzeci. Manuel Niunez. Zarządca oddziału niewolników na plantacji pana G. Sadystyczny typ, który zasłynął tym, ze bitym niewolnikom kazali gryźć swoje ręce. Nosi z dumą blizny po zębach. Kilka jest świeżych.

Mija pół godziny. Mokkano błagalnie patrzy w waszą stronę. Czas wybrać winnego…

Czy bohaterowie wybrali słusznie? Trafili na mordercę, czy skazali niewinnego, a dewiant znowu jest wolny i szykuje kolejne ataki?

Dlaczego zabito Larę w ten sposób?

Co zrobi Pan G., kiedy dowie się że ktoś rozwalił człowieka będącego pod jego protekcją?

Na to pytanie może odpowiedzieć tylko jeden człowiek…. Mistrz Gry…

Imprezka

Teks ten brał udział w konkursie organizowanym przez serwis Outpost.

Nadaje się jako tło do Neuroshimowego settingu: Neuroshima 2020.

IMPREZKA

Steelman wychylił się w samą porę, aby dojrzeć ogromny spychacz torujący przejazd przez zabarykadowaną wrakami ulicę. Trzy osoby, trzymające się kabiny kierowcy, śmiały się głośno. Ktoś odpalił racę, ktoś inny, kobieta w obcisłej różowej koszulce i spalonych włosach na głowie, krzyczała coś, wciskając do oporu zawór trąbki na sprężone powietrze, której pisk niósł się po opuszczonych budynkach. Pojazd przedzierał się mozolnie przez przeszkody. Trąbka ucichła, i kryjący się w budynku członkowie grupy usłyszeli rytmiczne dźwięki uderzenia w puste kosze na śmieci, gwizdki i… nie było wątpliwości… muzykę. Hałas rósł w miarę, jak jego źródło zbliżało się do skrzyżowania. Cała ekipa ciekawie wyglądała przez okna, rozpoznając znajome rytmy, tak popularne jeszcze niedawno w klubie „Coconut Milk”, gdzie co tydzień odbywała się największa impreza techno w hrabstwie Westchester.

Pochód składał się z około piętnastu samochodów, które wolno przemierzały ulicę. Podłączony do agregatu sprzęt nagłaśniający serwował najlepsze imprezowe kawałki. Hałas pracującego urządzenia oraz warkot samochodowych silników został zdominowany przez powtarzające się sekwencję basów i dźwięcznych bitów. Otoczony sprzętem DJ, z torsem owiniętym bandażem, przez który przesączała się ropa, zachęcał do zabawy pokrzykiwaniem i rytmicznym klaskaniem w dłonie. Tylko jego twarz, jakby na przekór emocjom, wyrażała ból przy każdym ruchu poranionych dłoni. Kilka pickupów wiozło na pace skrzynie pełne wyskokowych napojów. Na dachu samochodu dostawczego firmy farmaceutycznej siedział facet, którego nogi były zupełnie zwęglone aż do wysokości kolan. Inwalida otwierał paczki podawane mu z dołu, po czym nabierał garście białych tabletek i rozrzucał je w tłum. Wokół pojazdów szli, biegli lub wlekli się ludzie, podrygując spazmatycznie w rytm dudniących głośników. W ruch szły butelki, których zawartość znikała w gardłach imprezowiczów. Kilkaset osób uczestniczących w paradzie krzyczało, tańczyło, piło i zażywało narkotyki. Wielu krzywiło się z bólu, gdy z niezagojonych ran sączyła się krew. Cierpiący na chorobę popromienną wyrywali sobie garściami włosy, ciesząc się jak dzieci i kiwając głowami. Zapatrzeni w dziwaczny pochód wojownicy nie zauważyli nawet, jak kilkanaście osób oddzieliło się od reszty, i wbiegło do budynku. Steelman usłyszał dźwięk, i odwrócił się. I przeładował pistolet, który wczoraj znalazł przy zwłokach policjanta. Widząc zbliżającą się grupę wyciągającą w jego kierunku ręce, spanikował i wystrzelił. Kula trafiła w głową pijaną kobietę, która szczerząc się chwyciła go za rękę. Rozpędzony ołów wszedł tuż pod policzkiem, rozsadzając jej piękną, lecz mocno poszarzałą od narkotyków twarz. Krew i mózg ochlapały pozostałych napastników, którzy jednak wydawali się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Ktoś wytrącił mu broń i grupa porwała ich za sobą, śmiejąc się i krzycząc. Wkrótce wepchnięto wojowników w bawiący się tłum. Czarnoskóry mężczyzna o zaszklonych oczach wcisnął mu w dłoń zamkniętą butelkę whisky oraz zapalonego skręta. Steelman poczuł znajomy zapach marihuany i zaciągnął się z błogością. Nie mógł się wydostać, otoczony zewsząd bawiącym się tłumem. Przypadkowo uderzył w ubranego w kitel staruszka, który właśnie robił sobie zastrzyk z morfiny. Mężczyzna spojrzał na niego z uśmiechem i krzyknął do ucha.

- Jestem doktor Blaskowitz. Niezła impreza, co?! Oni wszyscy – tu wskazał tłum, lecz zrobił to tak gwałtownie, że jego okulary spadły na ziemię – Oni wszyscy umierają! Byłem lekarzem który prowadził to co zostało po Szpitalu św Elżbiety. Oni wszyscy byli moimi pacjentami! Choroby popromienne, oparzenia, przewlekłe choroby i epidemia, tacy do mnie trafiali a ja ich wszystkich – tu ponownie pokazał na tłum – starałem się wyleczyć. Sam się zaraziłem! – Podciągnął rękaw ukazując pokryte czarnymi kropkami ramię – I też umieram. My wszyscy umieramy, i chcemy się bawić póki stoimy na nogach!

Mężczyzna niemal wrzasnął akcentując ostatnie słowa. Steelman odepchnął go i wskoczył przez rozbitą witrynę ogołoconego sklepu. Patrzył jak pochód zmierza do przodu. Ci, co mają dość, padali na ziemię.

I umierali.

Infektor - Bestiariusz

Tekst ten został wydany w zbiorze Kolekcji Dodatków Fanowskich: Neuromachia


Delikatne promienie wschodzącego słońca rozświetliły sterczące zewsząd kikuty budynków. Jedna wielka masa betonu i stali. Jak okiem sięgnąć ruiny, brud i śmierć. Dawniej było to tętniące życiem miasto. Dziś: monumentalny pomnik ludzkiej hańby. W tym bezkresnym morzu zniszczenia, niczym życiodajny korzeń, wżerała się oczyszczona ludzką ręką ulica. Jadący po niej samochód wzbijał tumany kurzu, płosząc nażarte do nieprzytomności szczury pełzające leniwie do swoich dziennych kryjówek. Wreszcie na horyzoncie ukazała się brama. Wysoka zapora zbudowana ze zwalonych na kupę stalowych wraków samochodów, pospajanych blachą i najeżonych ostrymi stalowymi kolcami. Mur taki bynajmniej nie zachęcał do wspinaczki. Wreszcie dotarli do Yard Town. Najdalej na północ wysuniętego wolnego targowiska. Mężczyźni przy bramie dokładnie przeszukali samochód. Zabrano do depozytu każdą broń palną nie przeznaczoną na handel. Zasady były proste. Tylko strażnicy mogli mieć tutaj broń. W środku zaczynał się teren neutralny. To tutaj można było wymienić się zakładnikami lub zawierać sojusze. To tutaj dwa śmiertelnie zwaśnione gangi ubijały interesy, aby mieć środki do walki z samym sobą. Kobieta i mężczyzna wysiedli z samochodu. Akceptowali warunki właściciela targu. Od wielu miesięcy nie było tu poważnych incydentów. Jeśli tylko dochodziło do bójek, zaraz do akcji wkraczali miejscowi strażnicy. Za zakłócenie porządku w Yard Town kara był tylko jedna – śmierć. Strażnicy targowiska wiedzieli jak tę karę wykonywać na naprawdę wiele sposobów. Byli artystami w swoim fachu. Nowi przybysze przeciskali się przez ciasne alejki budowane pomiędzy magazynami najważniejszych grup i organizacji. Mężczyzna z wielkim wysiłkiem taszczył starą sportową torbę wyładowaną narzędziami i kilkunastoma pojemnikami z medykamentami. Znał to miejsce. Bez trudu odnalazł drogę do centrum. Oczom ich ukazał się w końcu cel ich podróży. Wyrwany z połaci ruin plac pełen był gwaru kupców, podróżnych i wojskowych. Za odpowiednią cenę można było dostać tu wszystko. To Mekka Łowców i Handlarzy, punkt zaopatrzenia dla kilku garnizonów i dla pustynnych gangów plądrujących ziemie daleko na południe stąd. W tym zgiełku i hałasie nie trudno było przegapić spadającą bombę, którą zauważono dopiero, gdy miała dotknąć ziemi. Mężczyzna z przerażeniem obserwował całe wydarzenie. Momentalnie nad targowiskiem zapanował chaos. Ludzie tratowali się wzajemnie by zdobyć schronienie za starym samochodem lub blaszanym barakiem. Bomba delikatnie osiadła na ziemi. Unoszący ją spadochron odczepiony zaraz po dotarciu do ziemi, uleciał zerwany podmuchem pustynnego wiatru. Wszyscy wyczekiwali w napięciu. Lecz wybuch nie nastąpił..

* * *

Grupa ludzi w ciężkich, wojskowych pancerzach przebijała się przez tłum, ciosami karabinów motywując bardziej opornych do ustąpienia z drogi. Wreszcie udało im się dotrzeć do miejsca, w którym spoczywał stalowy przedmiot kształtem przypominający dość duże jajko.

Strażnicy otoczyli przedmiot. Jeden z nich zdjął plecak i wyciągnął z niego kilka narzędzi.

Tłum zbliżał się coraz bardziej, gdy strach ustąpił miejsca ciekawości. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Moloch po raz kolejny udowodnił, że piekło przybyło na ziemię.

* * *

Mężczyzna wyjął wiertarkę. W jego ruchach widać było, że nie robi tego pierwszy raz. Choć musiał przyznać, że nigdy nie rozbrajał takiej dziwnej bomby. Pokryte tytanem wiertło zbliżyło się do miejsca, gdzie jak sądził, powinien być zapalnik. Ostrze mozolnie ryło stalową płytę. Nagle, coś się poruszyło. Dokładnie naprzeciwko jego twarzy, jedna ze stalowych klapek rozsunęła się, ukazując okular kamery. Nagły błysk pozbawił go zmysłów.

* * *

Ogłuszający huk i jasny błysk ogłuszyły ludzi stojących najbliżej. Ci, co stali trochę dalej, z przerażeniem mogli zaobserwować, jak ze stalowego korpusy wysuwają się ustawione pionowo lufy. Całość podniosła się nieznacznie na wysuniętym obrotniku. Robot zaatakował.

Metodycznie obracał się dookoła własnej osi, wypluwając strzałki z chemikaliami z wysuniętych z boku otworów. Ludzie w panice rozbiegali się, szukając jakiegokolwiek schronienia przed świszczącymi strzałkami, które bezlitośnie wbijały się w ich plecy i nogi. Po kilku minutach robot najwyraźniej nie miał czym strzelać. Obracał się w kółko bezradnie. Ludzie widząc to poderwali się w jego kierunku. Nie można było mieć broni palnej, więc dzieło zniszczenia było utrudnione. Biegnący wyrywali ze straganów stalowe pręty. Kilkunastu dopadło robota bezskutecznie zadając mu ciosy. Jeden z mężczyzn wyciągnął mechaniczny rozcinak. Snopy iskier wystrzeliły w powietrze, gdy ostrze torowało sobie drogę przez stal pancerza. Wkrótce kawałki robota wędrowały z rąk do rąk, niczym wojenne trofeum. Mężczyzna próbujący ją wcześniej rozbroić w końcu odzyskał przytomność. Z napierśniku wystawały wbite igły. Jedna z nich trafiła w szczelinę i utkwiła pod pachą. Wyrwał ją. W środku pojemniczka pozostało odrobinę fioletowej substancji. Reszta została wstrzyknięta w jego ciało. Nagłe torsje wstrząsnęły jego ciałem. Gwałtownie obrócił się i zwymiotował krwią. Nie czuł się dobrze. Coś dziwnego się z nim działo. Czuł, że rozpuszcza się od wewnątrz. Obok niego na ziemię padł mężczyzna, którego twarz pokrywała się w oka mgnieniu sinoniebieskimi czyrakami. Z jego piersi wystawały strzałki.

* * *

RAPORT nr 1334/M/17

Badacz: DELECRUAN Gwain Robert – Skryba naukowy III stopnia

Typ: Robot – Typ dywersyjny

Nazwa robocza : INFEKTOR

Miejsce zdobycia obiektu: New Tracking

Klasyfikacja magazynowa: 5466370-9898


Badany obiekt zdobyto w mieście New Tracking. Zbyt wczesne zluzowanie spadochronu i upadek z dużej wysokości uszkodziły mechanizm kierujący. Zakwalifikowałem obiekt jako robot dywersyjny.

Wymiary :

Wersja transportowa: Wysokość 110 cm/ Obwód 130 cm/Waga 170 kg

Wersja bojowa: Wysokość 120 cm/Obwód 150 cm/Waga 170 kg

Robot nie ma własnego mechanizmu napędowego. Możliwość obracania się wokół własnej osi w pozycji bojowej. Na miejsce dostarczany prawdopodobnie z wyrzutni. W czasie lotu część nośna odpada, a rolę nośnika przejmuje wysunięty spadochron. Rozłożenie ciężaru pozwala zawsze ustawić obiekt w pozycji pionowej. Źródło energii stanowią dwie baterie wodorowe pozwalające na 21 – 25 dni samodzielnego działania. Działalność Infektorów skupiona jest głównie na siedliskach ludności cywilnej. Obiekt dostarczany jest na miejsce, gdzie w pozycji transportowej oczekuje na zbliżenie się celu. Po namierzeniu ofiary robot przechodzi w stan bojowy. Z dołu wysuwa się podnośnik umożliwiający jego obrót. Odkrywana jest kamera na podczerwień, a z boku wysuwają się otwory strzelnicze. Główną bronią badanego obiektu jest sześciolufowa, pneumatyczna wyrzutnia pocisków strzałkowych, które są w stanie pomieścić do 3 ml substancji płynnej. Infektor zazwyczaj dysponuje zasobem około 200 strzałek. Siłę napędową broni stanowi niewielki, dość wydajny kompresor powietrza. Obiekt nie ma możliwości autodestrukcji. Toteż po wystrzeleniu wszystkich strzałek staje się praktycznie bezbronny. Chroni go 4 mm pancerz stalowy dochodzący do 6mm w rejonie komputera sterującego. Cel może działać w nocy. Jego reakcje nastawione są na ciepłokrwiste istoty o masie przekraczającej 10 kg. Do tej pory Posterunek zanotował 64 przypadki ataku Infektora głównie na froncie, ale zdarzały się także ataki na osiedla ludzkie. Dokładne badania stwierdziły że głównym ładunkiem przenoszonym przez pociski jest zmodyfikowany materiał organiczny wywołujący grypę, dur brzuszny lub odmianę dżumy. Niekiedy pociski zawierają chemiczne substancje toksyczne lub przetrwalniki wirusa HIV. Ostatnio znaleziono strzałki zawierające larwalne formy pasożyta przenoszonego drogą pokarmową, który podczas bytowania w organizmie uwalnia znaczne ilości toksyn niszczących powoli nosiciela. Każdy przypadek ataku musi skutkować objęciem zaatakowanego obszaru blokadą sanitarną i kwarantanną, aby uniemożliwić rozprzestrzeniania się możliwymi powstałymi epidemiami. Ostatni przykład targowego miasteczka Yard Town pokazuje jak ważne jest monitorowanie działań tego robota. Obecnie zespół pracuje nad możliwościami zakłócania możliwości bojowych Infektora za pomocą elektronowych fal ultrakrótkich.