Tło:
Ciemne jak sadza
chmury rozstąpiły się na chwilkę, przepuszczając mocny promień słonecznego
światła. Więźniowie zdjęli chusty z twarzy i odłożyli narzędzia, starając się
wystawić na ciepło jak największą powierzchnię ciała, ignorując przy tym niemrawe
uwagi strażników. Nawet trzymane na krótkich smyczach potężne psy złagodniały
nieco, obracając pyski w stronę słońca. Jesień w tym roku była wyjątkowo
mroźna.
Przedmieścia zrujnowanego
miasta Albany dawniej musiały nieźle oberwać. Cała okolica wyglądała jak
nastroszony gęstymi włosami równo zasypany gruzem plac, z kikutami drzew i
resztkami budowli ściętych i przechylonych jakąś ogromną eksplozją. Wszystko w
tej cholernej okolicy, od starych pni po znaki drogowe i antenę stacji radiowej
robiło za drogowskaz, jak wystające z ziemi palce, pokazujące niechybnie
kierunek południowy i skromne resztki Nowego Jorku.
Więźniowie enklawy
karnej „Redemption 3” ryli pordzewiałymi łopatami i kilofami w zmarzniętej
ziemi. Każdy z nich zrobił w życiu coś, co w standardzie paranoicznego miasta
uważane było za złe. Niektórzy mieli po prostu pecha, innym rzeczywiście coś
ciążyło na sumieniu. W końcu jednak nie byli wrogami ludzkości, jak lubiono
określać tych, dla których nie ma szans na powrót do życia wśród prawomyślnych ludzi.
Byli F4F, zgodnie z tatuażami dzierganymi na przedramionach obok numeru
więziennego. Fight 4 Freedom, czyli ci, którym zależy, bo mają coś cennego, do
czego chcą wrócić - skromne baraki, rodziny, kochanki, sterty gambli ukryte na
czarną godzinę lub po prostu pewne plamy na przyszłość.
Najprostszą drogą na cofnięcie wyroku, jest przysłużenie się
miastu. Najprostszą drogą na przysłużenie się miastu jest zostanie bohaterem.
Najprostsza droga do bohaterstwa wiedzie na północ i północny zachód. Szkoda
tylko, że z reguły do bohaterstwa pośmiertnego. Im się aż tak nie spieszyło.
Liczyli na to, że z czasem, ciężką pracą i dobrym zachowaniem zwrócą na siebie
uwagę i zostaną na powrót przyjęci do grona obywateli. Bez spinania i
pośpiechu, powoli dążyli do odkupienia.
Twarda ziemia nie
chciała się poddać. Przy kopaniu rowów i umacnianiu okopów musieli toczyć walkę
o każdy centymetr głębokości. Mimo przejmującego zimna, ich plecy zraszał pot.
Fragment dziennika Roberta Tweenlava, dziennikarza New York
New Times, skazanego na pół roku programu Redemption za nawoływanie do
społecznego buntu:
„…W końcu chwila wytchnienia. Na dłoniach
porobiły mi się pęcherze, a ból pleców to już standard.. Strażnicy zezwolili na
szukanie opału, więc znowu wszyscy chłoniemy wspaniałe ciepło bijące z ogniska.
Jest też na czym podgrzać breję którą dostarczyli dziś rano. Na ciepło wydaje
się znośniejsza. Do Albany wysłano nas kilka dni temu. Z marszu, bez żadnych
wyjaśnień czy chwili na przygotowania. W jednej chwili kazano nam wstać i
wpakowano na ciężarówki. Wskazano miejsce i kazano przygotować umocnienia. Nad
wszystkim czuwał Gripp, jednoręki weteran z Frontu, krzykiem i ciosami ocalałej
kończyny wprowadzający do niełatwej sztuki przygotowywania pozycji obronnych. Dowódca
straży to dobry gość. Przyjdzie czasem podczas przerwy, usiądzie i rzuci kilka
papierosów. Wszyscy mundurowi twierdzą zgodnie, że nie ma się czego bać, że to
tylko zbyt gwałtowna reakcja na komunikaty zwiadowców. Że cała ta akcja to
tylko przygotowanie na przyjęcie jakiegoś dużego konwoju. Wielkiej liczby
sprzętu z północy. Patrząc na jego spokojną twarz jakoś mu wierzę. Na drodze
prowadzącej z Montrealu do Albany największym zagrożeniem są dzikusy i
degeneraci… Z nimi bez problemu poradzą sobie oddziały stacjonujące przed nami.
Nic tylko wykopać ten cholerny dół, poczekać aż nadjedzie konwój i wrócić z
powrotem, po czym usłyszeć o ile skrócił się wyrok. Nic prostszego…”
Założenia:
Jakiś czas temu na rynku pojawił się nowy planszówkowy tytuł
z manufaktury Wydawnictwa Portal pt Konwój. Grając w tę ciekawą grę wpadłem na
pomysł krótkiej sesyjki.
Do miasta zbliża się Moloch, mozolnie posuwając się w
kierunku ostatniej ostoi amerykańskiego ducha. Dzielni chłopcy z Nowego Jorku i
Posterunku robią wszystko, aby powstrzymać stalowy pochód. Nieoczekiwanie obok
elity nowojorskich sił zbrojnych i weteranów dalekiej północy w pierwszych
walkach wezmą udział również niezaprawieni w walce ludzie którzy zlamali prawo
Nowego JorkuA. Uzbrojeni w spryt i zdeterminowani aby chronić swoich bliskich
przed bezlitosnym wrogiem z północy, zrobią wszystko, aby choć jedna czy dwie
maszyny z konwoju zakończyły swój elektroniczny żywot na dalekich
przedmieściach ich ukochanego miasta. To nie jest gra w odpieranie ataku. To gra,
w której trzeba uciekać, starając się jak najdotkliwiej ukąsić rywali.
W założeniu ma to być sesja o prostej konstrukcji. Kilka
jednostek molocha oderwało się od głównej drogi i kieruje się w stronę
rozrzuconych wśród gruzów pogranicznych enklaw.
Gracze uciekają, przeskakując od punktu do punktu w którym
organizują rozpaczliwą obronę.
Graniczne enklawy pełne są kobiet i starców, gdyż młodych
rekrutów zabrano jakiś czas temu. Trzeba zrobić wszystko, aby żadna z maszyn
nie weszła między zabudowania. Jak to zrobić dzierżąc w spracowanych dłoniach
łopatę? Trzeba użyć głowy i liczyć na szczęście…
Hej, dobrze widzieć, że Bar wciąż otwarty : )
OdpowiedzUsuńTu RYUU, MG tych z "Nuklearnych Śmieci", ale z tego co się orientowałem oni już dawno zamknęli, a ja tym czasem wciąż prowadzę. Może niedługo też założę bloga, by podzielić się moimi pomysłami? Trzymaj się, dzięki za pomysły i Twoją pracę!
RYUU
Hail!
UsuńWitam serdecznie. Zastanawiałem się co się z wami chłopaki dzieje. Cieszę się że wciąż pozostajesz na Neuroshimowym polu bitwy;] Czekam z niecierpliwością na bloga. Dzięki za słowa uznania. Zapraszam częściej ;]
Pozdrowienia!
Ja jestem tylko ich MG, osobiście ich bloga nie ruszałem, choć z tego co widziałem kilka moich pomysłów i tak tam wylądowało. Stąd pomysł, żeby założyć własnego bloga i podzielić się materiałami, które tworzyłem przez dłuuugi czas. Niech przydadzą się tym młokosom, którzy dopiero wchodzą na utarte przez nas ścieżki :)
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejne Twoje prace.
Udanych polowań!
'Miło, że ktoś się podszywa pod "naszego MG" :) Przykro mi, ale kontaktu z Ryuu od conajmniej półtora roku (jeśli nie dłużej) nie mam nad czym wcale nie ubolewam. RYUU! To, że KIEDYŚ nam mistrzowałeś - zdarzyło się, było fajnie, minęło. Jednak nie życzę sobie, abyś przypisywał sobie nasze zasługi. Jeżeli tylko powiesz, co na blogu jest "twoim pomysłem" i nie zostało to zaznaczone - usunę i przeproszę.
OdpowiedzUsuńJednocześnie przepraszam Cię Bartosh, że komentarze pod twoim blogiem stały się polem osobistych walk.
Sid, nie tak ostro. Użyłem i zmieniłem na swoją modłę jeden z pomysłów Ryuu, miałem jego pozwolenie (konkretniej: profesja "Lider"). Kiedyś nam mistrzował, było fajnie. Teraz już nie gramy razem i zakładam, że obie strony są z tego zadowolone, w większym czy mniejszym stopniu. Zostawmy temat.
OdpowiedzUsuńBlog obecnie jest martwy, bo po prostu skończyły się pomysły. O wielu rzeczach można przeczytać już gdzieś indziej i bardzo ciężko jest wymyślić coś oryginalnego.