3.03.2010

Jacob Leibnitz

Gregory ziewnął po raz kolejny, patrząc na strumień ludzi idących w stronę centralnego placu targowiska. W sumie musi postawić Carlosowi duże piwo za załatwienie tej roboty.

Dają jedzenie i spanie a człowiek musi tylko siedzieć na tej wieży i od czasu do czasu krzyknąć na jakiegoś cwaniaczka co się koło kupieckich wozów zbyt nachalnie kręci. Żyć nie umierać.

Dziś, jak zawsze w soboty, było gwarno i tłoczno. Dzień targowy. Do Barter Hill nadciągali kupcy z całych ZSA. Byli karawaniarze 8 Mili , cwaniaczki z Vegas a nawet kilku kupców z Hegemonii. Podobno przyjechał nawet jakiś mechanik z Detroit żeby opchnąć trochę samochodowego stuffu. Słowem jeśli czegoś tu nie znajdziesz, to raczej nie znajdziesz tego nigdzie. W centrum miasta stał ogromny, przedwojenny stadion. Centrum ekonomiczne całego regionu. Krzątający się na jego koronie i błoniach ludzie wyglądali z daleka jak pracowite mrówki chodzące po mrowisku. Na płycie stadionu swoje stanowiska mieli najlepsi z najlepszych. Teren ten otoczony był wysoką siatką poprzetykaną drutem kolczastym. Wchodziło się tam posiadając specjalne zezwolenie. Broń konfiskowali strażnicy. Można tam kupić najdroższe i najbardziej cenne leki i narkotyki. Broń i amunicję najwyższej jakości oraz technologie wydarte maszynom molocha. To tu swoje interesy prowadził Posterunek, Ted Schulz i Nowy Jork.. Im ktoś miał lepsze układy tym bliżej korony stadionu miał swoje stoisko. W handlowych alejkach od czasu do czasu pokazał się kilkuosobowy patrol straży targowej, która pilnowała żeby nie dochodziło do kradzieży czy awantur. Wokół „Handlowego Wzgórza” kwitł handel uboższy, co wcale nie znaczy biedniejszy. W takich miejscach można było znaleźć wiele rarytasów. Wyrwany z połaci ruin plac pełen był gwaru kupców, podróżnych i wojskowych. Za odpowiednią cenę można było dostać tu wszystko. To Mekka Łowców i Handlarzy, punkt zaopatrzenia dla kilku garnizonów i dla pustynnych gangów plądrujących ziemie daleko na południe stąd. W tym zgiełku i hałasie nie trudno było przegapić spadającą bombę, którą zauważono dopiero gdy miała dotknąć ziemi.

Opadająca powoli na spadochronie ciężka stalowa kula na wysokości kilku metrów nad ziemią wypuściła kłęby pomarańczowego dymu. Ciasne alejki nie sprzyjały ucieczce. Ludzie tratowali się nawzajem. Każdy szukając możliwości schronienia trwożnie przypatrywał się jak przedmiot uderza o ziemię. Wybuch nie nastąpił. Górna pokrywa kuli odleciała z hukiem.

Z wnętrza wysunął się głośnik. W powietrzu rozbrzmiał miły głos spikera. W tle leciała wesoła melodia.

„ Chcesz uchronić się przed chemicznym atakiem molocha, lub po prostu masz ochotę odwiedzić kuzyna w Missisipi? Dysponujemy najlepszym sprzętem przeciwchemicznym jaki kiedykolwiek wyprodukowano. Sort przedwojenny i własnej produkcji. Aleja 11, kwadrat 5. Sieć stoisk przy barze Wang Chenga. Pamiętaj! Następnym razem to może być prawdziwy gaz…”

Rozwścieczony tłum rzucił się na stalową kulę okładając ją czym popadnie. Na górnej pokrywie widniała przykręcona tabliczka: „ Jacob Leibnitz – Agencja Reklamowa”

Sprzęt przeciwchemiczny schodził dziś jak świeże bułeczki.

* * *

Sandra dodała gazu chcąc jak najszybciej dotrzeć do miasta. Pustkowie nie jest najbezpieczniejsze dla samotnej kurierki która właśnie bezmyślnie wywaliła cały magazynek w goniącego za jej motocyklem wilka. Teraz kończyło jej się paliwo i nie miała amunicji, a wszystko przez to że strzelając do tego przeklętego pchlarza przegapiła znak i zjechała na dłuższą trasę. Musi znaleźć jakiś sklep z bronią zanim będzie chciała dostarczyć przesyłkę.

W oddali zamajaczyły ruiny starej przedwojennej metropolii. W trakcie jazdy gruzowisko powoli ustępowało miejsca ludzkim zabudowaniom. Ulica też stała się czystsza i mniej zagracona niż na początku. Kilka par nieufnych oczu obserwowało ją, gdy jechała spokojnie ulicami wypatrując handlarzy lub jakiegoś noclegu. W końcu znalazła stary drogowskaz nakazujący skręcić w lewo do którego ktoś dokręcił tablicę z napisem „ Sklep Braci Wattson „ Sandra skręciła w lewo. To co ujrzała zmroziło jej krew w żyłach. Gwałtownie skręciła kierownicą motoru, przewracając się na ziemię. Gdy udało jej się uwolnić nogę zamarła w przerażeniu. Stała przed nią ogromna maszyna Molocha. Stalowy kolos oparty na dwóch ogromnych hydraulicznych nogach. Stalowy korpus po bokach którego na wysięgnikach łypały ku niej groźnie dwie lufy szybkostrzelnego działka. Modliła się szybką i bezbolesną śmierć. Nagle zauważyła w korpusie maszyny dziurę wielkości pięści i charakterystyczne ślady nadpalenia spowodowane pociskiem. Wtedy to stojąca przed maszyną lampa halogenowa oświetliła stalową konstrukcją czyniąc jej wygląd jeszcze groźniejszy. Sandra myślała że zemdleje. Z wnętrza maszyny odezwał się głos:

„ Potrzebujesz broni i amunicji zdolne do powalenia takiego kolosa jak ten? Masz zatarg z sąsiadem lub po prostu twoja teściowa przesoliła zupę ze szczura…nas to nie obchodzi. Obchodzą nas twoje gamble które chętnie wymienimy na masę amunicji i najlepszą broń w okolicy. Bracia Wattson zapraszają. Trzysta metrów na północ. Nie przegapicie !!!”

Na jednym z kaemów przykręcona była tabliczka z napisem „ Jacob Leibnitz – Agencja reklamowa”

* * *

Jacob Shlomo Leibnitz był zaawansowanym wiekiem mężczyzną średniego wzrostu. Niezwykle chudy. Miał wzorem swego ojca i dziada długą, poprzetykaną pasmami siwizny brodę oraz pejsy wystające spod granatowej jarmułki. Zazwyczaj jest ubrany w długie dżinsowe ogrodniczki pokryte smarem, farbą i opiłkami żelaza oraz czerwono czarną flanelową koszulę z podwiniętymi rękawami. Urodził się w osadzie Jehrusalim założonej przez ocalałych po wojnie przedstawicieli gminy żydowskiej z San Francisco. Swój obecny fach – mechanikę precyzyjną, przejął po ojcu i dziadku, którzy znani byli w przedwojennym świecie z naprawy zegarków i konserwacji innych skomplikowanych i delikatnych urządzeń. Dziad Jacoba będąc już w bardzo podeszłym wieku zginął w czasie ostrzału rakietowego San Francisco. Jego matce, ojcu oraz młodszej siostrze udało się uciec, i po długiej wędrówce założyć wraz z innymi rodzinami dobrze prosperującą osadę. Dzięki kontaktom kurierskim z innymi społecznościami żydowskimi których niewiele ocalało po wojnie, młodemu Jacobowi udało się wyjechać do Nowego Jorku. Tam korzystając z ocalałych książek znacznie pogłębił swoją wiedzę. Przez kilka lat pracował w jednej z kopalń Federacji Apallachów gdzie zasłynął jako świetny mechanik i zdolny konstruktor. Już wtedy w jego głowie narodził się śmiały plan tworzenia mechanicznych reklam. Niedługo potem jego rodzice zmarli na białaczkę będącą efektem choroby popromiennej spowodowanej wędrówką po skażonych terenach. Sam Jacob i jego siostra też nie byli najlepszego zdrowia. Dzięki znajomościom i ciężkiej pracy udało mu się wybudować warsztat na przedmieściach odbudowywanego Memphis. Dzięki licznym podróżom ma kontakty z kilkoma wpływowymi przyjaciółmi.

Jego mała firma w ciągu kilku lat znacznie się rozrosła. Dysponuje trzema filiami w Nowym Jorku, Vegas i Detroit. Aby móc się z nim spotkać trzeba zdobyć specjalne poręczenia w filiach jego agencji. Zamówienia nie są tanie, ale z reguły klienci są zadowoleni. Firma Leibnitza dysponuje znaczną siecią powiązań z łowcami maszyn i zbieraczami. Za części maszyn płacą przede wszystkim w lekach, amunicji, żywności oraz w usługach mechaniki stojącej na wysokim poziomie. Sam Leibnitz osobiście wykonuje większość projektów lub przynajmniej osobiście je nadzoruje. Znana jest współpraca Jacoba z Posterunkiem, który często korzysta z jego perfekcyjnych umiejętności i wiedzy.

INFORMACJE


Imię i nazwisko: Jacob Shlomo Leibnitz
Pochodzenie: Człowiek z…nie twój zasrany interes

Profesja: Monter/Spec
Specjalizacja: Technik

Profesja: Zabójca Maszyn

Cechy: Mechanika/Elektronika

Choroba: Anemia

Budowa: 8

Zręczność: 11

Charakter: 16

Percepcja: 13

Spryt: 17

Wyposażenie: Zestaw śrubokrętów, Witaminy w pastylkach. Kieszonkowa wersja Tory. Medalion ze zdjęciem rodziców. Okulary. Okular techniczy z 5 pięciokrotnym powiększeniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz