„ Wy biali nie znaleźlibyście wody na pustyni nawet gdybyście w nią wleźli”
Tropiciel Aranak Byczy Róg szkolący traperów
„… organizm ludzki składa się w ponad 60% z wody. Dlatego odwodnienie ma dla nas tak katastrofalne skutki.”
Fragment artykułu z gazety znalezionej w ruinach Chicago
Woda
- Jak to „nie działa” !?! – wrzasnął kapitan Johannes chwytając pobladłego ze strachu speca za poły laboratoryjnego fartucha. Gorący ze złości oddech napastnika osadzał się mgiełką na okularach przerażonego naukowca.
- Puść go Patrick. Chłopak zaraz umrze ze strachu, a tylko on wie jak utrzymać tę cholerną ruderę w stanie nadającym się do zamieszkania – dłoń sierżanta Micka Johannesa uspakajająco opadła na bark brata .
Gdy uścisk kapitana zelżał, mężczyzna ciężko osunął się z powrotem na krzesło, nerwowo poprawiając okulary. Parne, lekko stęchłe powietrze oraz charakterystyczny półmrok jaki zawsze towarzyszy pomieszczeniom w tym schronie już od dawna napawały go lękiem. Kiedy tylko mógł, siedział w swej pracowni na powierzchni.
- No dobra Alex – Kapitan gdy już trochę ochłonął i usiadł za swym biurkiem ponownie zwrócił się do speca. – być może trochę przesadziłem, ale do jasnej cholery nie po to wydajemy na Ciebie tyle gambli, żebyś mi mówił że coś u nas nie działa. No, ale przejdźmy do rzeczy. Chcę jeszcze raz usłyszeć na czym polega problem, i postaram się Ciebie nie rozszarpać w trakcie.
Alexander Iwanowicz Pietrow wziął głęboki oddech i odsunął się od kapitańskiego biurka na w miarę bezpieczną odległość rozcierając obolałą szyję. Sierżant i kapitan patrzyli na niego wyczekująco.
- Tak jak zgłaszałem tydzień wcześniej, wszystkie filtry uzdatniające wodę w tym schronie są praktycznie do wymiany i nie wiem jakim sposobem jeszcze pracują. Na domiar złego na potwierdzenie moich słów, wczoraj wieczorem doszło do poważnej awarii…
- Czego skutkiem jest …? Nie sposób było nie odczuć niecierpliwości w pytaniu kapitana.
- Czego skutkiem jest to , że pomimo tego że dłubie w tym gównie od wczoraj, udało mi się uruchomić tylko dwa z pięciu filtrów, z czego jeden działa na połowę swoich możliwości.
- A co z częściami zamiennymi – odezwał się sierżant – Przecież sprowadzaliśmy je z Nowego Jorku.
- To co przyszło okazało się kompletnym złomem. Jedyny pożytek z tego, że miałem kilka części zamiennych i dzięki nim udało mi się w ogóle cokolwiek naprawić. Nasz kwatermistrz, sierżant Lisiecky, już wcześniej kontaktował się z różnymi handlarzami. W rezultacie dowiedziałem się, że najbliższa dostawa może nadejść za pięć miesięcy i będzie kosztować naprawdę sporą …
- A więc jak wygląda ogólna sytuacja i jak odbije się to na Forcie?– przerwał mu kapitan.
- Moc przerobowa filtrów ledwie wystarczy na zaspokojenie potrzeb schronu oraz Fortu na powierzchni. Obawiam się że nie prędko będziemy w stanie dostarczyć wodę do sąsiednich wiosek.
Po chwili konsternacji kapitan milcząco skinął na naukowca pozwalając mu się oddalić.
- Alex! – rzekł jeszcze nim tamten zdążył opuścić jego gabinet - Pogadaj z Lisieckym, niech zamówi te części, tylko tym razem niech dopilnuje żeby były dobre. I na miłość Boską zrób coś żeby to naprawić, bo inaczej dostaniemy poważnie po dupie. A ty Micky idź do naszego ojca i poinformuj go o wszystkim. Niech na jutro rano zbierze się cały sztab w Sali Głównej. I nikomu innemu nic nie mów. Muszę się z tym przespać i coś wykombinować.
Gdy jego brat wyszedł, kapitan oparł łokcie na biurku i starał się ogarnąć to, co spadło na niego tak nagle. Pomimo tego, że mógł liczyć na swych współtowarzyszy, to na nim głównie, jako na następcy swego ojca – Wielkiego Założyciela, ciążyła odpowiedzialność podjęcia ostatecznych decyzji. Przytłoczony ogromem problemu zapadł wkrótce w niespokojny sen.
* * *
Nazajutrz rano w Sali Głównej na 2 poziomie przeciwatomowego schronu znanego niegdyś pod nazwą Fort Sierra Noir, od wzgórza u podnóży którego został zbudowany, zebrał się cały sztab. Jego członkowie to w głównej mierze potomkowie założycieli osady. Wg źródeł, po buncie maszyn i wielkim holokauście jaki zgotowały ludzkości, resztki rozbitego przez ostrzał rakietowy i chemiczny 47 Regimentu Artylerii Armii Amerykańskiej podążając wg starych map wojskowych dotarło do tego schronu, wybudowanego dla oficerów i żołnierzy stacjonujących na rozsianych dawniej na tym terenie lotniskach wojskowych. Nagły i precyzyjny atak Molocha sprawił że niewielu żołnierzy przeżyło, a lotniska zostały zmiecione z powierzchni ziemi. W tych nielicznych, na które nie spadły rakiety i taktyczne ładunki nuklearne, zautomatyzowany system obronny przejęty przez Stalową Bestię zrobił sobie prawdziwe ludzkie safari. Suma sumarum, gdy resztki regimentu pod dowództwem majora Hulka Johannesa dotarły do schronu, ten był zajmowany przez niewielką liczbę ludności cywilnej. Udało się otworzyć kolejne poziomy schronu pełne niezbędnych medykamentów broni i technologii. Dzięki świetnej organizacji zbudowano dobrze prosperującą osadę. która zaczęła zrzeszać i przyciągać kolejne ludzkie siedliska wyrastające na pustkowiu po wojnie. Sala Główna była wcześniej centrum dowodzenia schronu, teraz natomiast wyglądem przypominała muzeum. Na ścianach pozawieszano mundury i broń zmarłych z czasem założycieli. Na centralnym miejscu, na podwyższeniu siedział mjr Johannes. Przygarbiony staruszek, na którym wisiał niczym worek dawny mundur armii amerykańskiej. Zza maski tlenowej ogarniały zebranych błękitne, żywe i inteligentne oczy, tak nie pasujące do reszty ciała. Przy długim sztabowym stole siedziało 6 mężczyzn i 2 kobiety. Gdy Ojciec Założyciel dał znak ręką, jego syn, Patrick powstał i powtórzył to co zameldował mu wczoraj nadzorca techniczny Pietrow. Po twarzach zebranych widać było, że doskonale zdają sobie sprawę ze skali problemu. Mimo to kapitan Johannes kontynuował:
- Jak wszyscy zebrani zapewne wiedzą, handel wodą dawał nam możliwość kontroli nad sąsiednimi osadami. Brak możliwości tej kontroli sprawi, że pozbawieni zostaniemy znacznej części dostaw żywności i siły ludzkiej. Co więcej niektóre osady są na tyle militarnie silne, że rozwiązanie zbrojne może być dla nas zbyt kosztowne. Bardziej rozwinięte miasteczka, które nie są w stanie samodzielnie zaspokoić własnego popytu na czystą wodę będę zmuszone sprowadzać ją za pomocą Karawan 8 Mili. Jako ze takie dostawy są zbyt drogie i niezbyt częste, wioski te ulegną stopniowej degradacji. Mała wioska nie może wytworzyć zbyt wiele żywności. Więc w przyszłości nie będzie z niej wiele pożytku. Jednym słowem, jeśli czegoś nie zrobimy, to albo część naszych ludzi zginie z głodu, albo będziemy musieli napadać na karawany aby zdobyć więcej żywności. Ani jedno ani drugie wyjście jest nie do przyjęcia. Jeśli macie jakieś pomysły chętnie ich wysłucham.
Nikt z zebranych nie odezwał się, toteż kpt. Johannson kontynuował.
- Możemy wysłać nasz sprzęt inżynieryjny. Dzięki nowym studniom przynajmniej część wiosek będzie miała odpowiednią ilość wody dzięki czemu…
- Z całym szacunkiem kapitanie… przerwał mu sierżant Jeremiah Notz, dowódca sił zbrojnych. – Jeżeli część wiosek będzie mogła samodzielnie zaspokoić własne potrzeby na wodę, to jakie mamy gwarancję, że zamiast wdzięczności nie przyjdzie im do głowy chęć zniwelowania naszych wpływów. Jak już pan wcześniej wspomniał nie jesteśmy na tyle silni, aby móc jednocześnie ochraniać karawany, walczyć z bandytami i gangerami oraz pacyfikować nieposłuszne miasta. Dodatkowo zobowiązaliśmy się wysłać część ludzi i sprzętu na front północny, aby wesprzeć Posterunek.
Kapitan Johannes uważnie wysłuchał słów sierżanta milczącą przytakując słuszności jego argumentów. Po chwili zastanowienia ponownie przemówił:
- Jest jeszcze jedno wyjście. Wpadło mi do głowy zupełnie przypadkiem wczoraj wieczorem. Jakiś miesiąc temu dostałem raport o małej osadzie, która powstała stosunkowo niedawno jakieś 90 km na północ od naszego Fortu. Kapralu Meyer czy mogła by pani przybliżyć nam ten raport?
Od stołu powstała wyraźnie zaskoczona drobna kobieta w średnim wieku - kapral Renate Meyer, odpowiedzialna za rekonesans i wywiad.
- Tak jest panie kapitanie. Doskonale pamiętam tę osadę. Została założona około 4 miesiące temu przez ludzi, którzy na własną rękę korzystając ze znalezionego sprzętu wiertniczego próbowali znaleźć złoża ropy. Zamiast tego dowiercili się do podziemnego jeziora. W czasach kiedy woda na pustkowiach jest cenniejsza niż ropa, zyski z jej sprzedaży pozwoliły na rozbudowę i umocnienie osady.
- Czy mamy tam kogoś kto zbiera dla nas informację??
- Owszem. Kiedy rozrastająca się wioska chciała zwiększyć swoje bezpieczeństwo, przyjmowano każdego kto miał choć blade pojęcie o strzelaniu. Mamy tam dwóch ludzi w milicji oraz zaprzyjaźnionego kupca, który często odwiedza te rejony. Jednakże z raportów, jakie otrzymuje, wynika że Cave Lake, bo tak się ta osada nazywa, dysponuje dobrze rozwiniętym systemem obronnym oraz znaczną siłą ludzką. Przy naszym obecnym położeniu nie jesteśmy im w stanie skutecznie zagrozić.
- Tak, tak. Czytałem raport. Wskazała pani na praktycznie brak słabych punktów w obronie. Więc bezpośredni atak nie jest możliwy. Zaintrygowała mnie jednak postać dowódcy milicji – Muhhamada Hustona. O ile dobrze wyczytałem w pani raportach, był on wcześniej hersztem gangu, co prawda nie wiadomo jakiego, ale to nie istotne. Może tego byłego gangera da się jakoś przekupić. Proszę jak najszybciej dowiedzieć się o nim jak najwięcej i złożyć mi bezpośrednio raport. Do tego czasu będziemy musieli odłożyć tę sprawę na boczny tor. To wszystko panie i panowie.
Oficerowie kolejno salutując mjr. Johannesowi wychodzili z Sali Głównej. Jedynie kapitan i jego brat Mick pomogli usiąść swemu ojcu na wózek inwalidzki i zawieźli go do jego sypialni.
- Ojcze a co ty myślisz o całej tej sprawie?
- Poczekajmy..khu.ekhu….poczekajmy na raport. Pozwólcie teraz swemu ojcu spocząć. – Starzec obdarzył swe dzieci nikłym uśmiechem spod maski tlenowej – świetnie sobie radzicie bez niego.
* * *
Dwa tygodnie później kapral Meyer złożyła długo oczekiwany raport. Sytuacja stawała się coraz gorsza. Rezerwy wody przeznaczane dla sąsiednich wiosek topniały w zastraszającym tempie. Profilaktycznie rozmieszczano wojska wokół najważniejszych osad by w ostateczności spróbować przejąć je siłą, jeśli zbuntują się i nie będą chciały wysyłać żywności. Gdy kapitan Johannes ujrzał kapral Meyer na jego twarzy po raz pierwszy od bardzo dawna wykwitł uśmiech.
- Panie kapitanie, kapral Meyer melduje że…
- Darujmy sobie ten ceremoniał kapralu. Proszę o rzeczowe sprawozdanie z tego co udało wam się dowiedzieć.
Kapral Meyer zaczęła opowiadać kapitanowi czego udało się jej dowiedzieć podczas dwu tygodniowej nieobecności.
Uśmiech nie schodził z ust kapitana Johannesa.
* * *
Zgromadzeni w Sali Głównej oficerowie kręcili się niespokojnie. Nerwowa i pełna niecierpliwości atmosfera udzieliła się nawet majorowi Johannesowi którego oczy były bardziej żywe i błękitniejsze niż zwykle, przez co jeszcze bardziej nie pasowały do starczego ciała. Oczy wszystkich skierowane były na wchodzącego kpt. Johannesa.
- Drogi ojcze, drodzy panowie i panie. Dzięki ogromnej pracy kapral Meyer oraz jej ludzi dowiedzieliśmy się pewnych rzeczy, które dają nam nadzieje na rozwiązanie naszego problemu. Proszę bardzo pani kapral.
- Początkowo nie było łatwo znaleźć cokolwiek. Ludzie albo nic nie wiedzieli, albo byli zbyt nieufni by podsunąć nam cokolwiek. Na szczęście bliski przyjaciel Hustona był zagorzałym konsumentem środków odurzających. Za miesięczny zapas narkotyków udało nam się wyciągnąć pewne ważne informacje. Oczywiście ten sam przyjaciel był bardzo nieostrożny i znaleziono go martwego z objawami przedawkowania. Dowiedzieliśmy się że Muhhamad Huston ma żonę i dziecko. Oboje nie mieszkają w Cave Lake, ale w sąsiednim miasteczku Desert Post. Gdyby nie nasz uzależniony przyjaciel prawdopodobnie nigdy nie udałoby się nam uzyskać tych informacji. Żona i dziecko Hustona żyją wraz z jej matką i trzema kobietami ochrony, które podają się za jej siostry. Zła informacja jest taka, że jest to miasteczko myśliwskie, gdzie praktycznie każdy mężczyzna ma broń. Dodatkowo bliskość Cave Lake oraz dość duży garnizon jej milicji stacjonujący w Desert Post nie sprzyjają bezpośredniej konfrontacji. Trzeba to zrobić cicho i delikatnie.
- Co zrobić delikatnie, jaki jest plan – sierżant Mick Johannson zwrócił się do brata
- Plan jest dość niemoralny, ale dotyczy dość poważnej sprawy, więc możemy na to przymknąć oko. Chodzi mianowicie o porwanie dziecka i użycie go jako karty przetargowej. W zamian za odzyskanie dziecka Huston będzie musiał potajemnie wpuścić nasze siły do miasta. Rozbroimy garnizon i postawimy im ultimatum, albo przyłączą się do nas, albo bezbronni będą się tułać po pustkowiach. Kiedy nasze oddziały będą już tam siedzieć, trudno będzie je stamtąd wykurzyć.
- Pozostaje jeszcze jeden problem – Odezwał się Sierżant Johannes – Co z karawanami 8 Mili. Przecież mają tam swoje interesy i nie będą zadowoleni, kiedy zajmiemy ich dostawców.
- Dzięki naszej technologii będziemy w stanie wydobywać więcej wody, a 8 Mila będzie odkupywała od nas tyle samo co od poprzedników po nieco niższej cenie. W ten sposób nie będą robić problemu.
- Czyli na co czekamy. Niezwłocznie przygotuje odpowiednich do tego zadania ludzi… - sierżant Notz wyraźnie się ożywił.
- Nie tak szybko Jeremiah. Jest jeszcze mały problem. Mieszkańcy wioski są bardzo nieufni. Kiedy wejdą tam obcy, od razu mają na karku dyskretnych obserwatorów. Ludzie którzy udzielili nam informacji nie są żołnierzami i nie będą się podejmować tak niebezpiecznego zadania. Potrzebujemy kogoś zaufanego. Kogoś, kto niezauważony będzie mógł wykonać te zadanie i bez przeszkód dostarczyć żonę i dziecko Hustona do nas. No i w końcu ktoś, kogo w razie niepowodzenia nie będą kojarzyć z nami.
- Mamy kogoś takiego?
Tym razem głos zabrała kapral Meyer:
- Moi ludzie skontaktowali się z niejakim Tobiasem Bullem, traperem i ochroniarzem karawan. Często tam polował na dzikie psy i znają go w mieście. Dodatkowo ma wojskowe przeszkolenie – służył przez pół roku na froncie północnym. Już samo to, że przeżył pół roku walcząc z Molochem jest wystarczającą wizytówką. Jeśli dostarczymy mu sprzęt i zapewnimy godziwą zapłatę zgodzi się to zrobić. Może tez liczyć na dwóch swoich kompanów.
Ojciec założyciel delikatnie uniósł dłoń i natychmiast wszystkie spojrzenia padły na niego. Starzec zdjął maskę.
- Miłość wojownika do kobiety i dziecka to potężna siła…Może wasz plan…wasz plan się uda, a może zyskacie dozgonnego wroga …który…khu..khu..ekhu…który doprowadzi do naszego upadku. Cokolwiek się nie stanie musimy zaryzykować… Czyńcie jak zaplanowaliście.
* * *
Czarno-niebieska półciężarówka zajechała przed targowisko w Desert Post. Wysoki, barczysty mężczyzna ze szramą biegnącą przez lewy policzek zrzucił z ciężarówki dwa upolowane dzikie psy. Jego towarzysze poszli do pobliskiego baru. Do mężczyzny podszedł jeden z handlarzy.
- Witaj Tobias. Dawno u nas nie gościłeś. Widzę że łowy się udały. Co cię do nas sprowadza?
Mężczyzna splunął przez zęby i odpalił wyjętego z kieszeni papierosa
- Witaj Malvick ty chytry szczurze. Interes gdzie indziej nie wypalił. Bandyci rozbili naszą karawanę i zatłukli mi pracodawcę. Dobrze że udało mi się uciec. Zarobie tu trochę gambli i pewnie ruszę dalej.
- A ile chcesz za te bestie, mogę dać Ci 6 sztuk amunicji 9mm lub ćwierć litra dobrej benzyny.
- Dasz mi amunicję i benzynę to są twoje, w przeciwnym wypadku sprzedam je starej Margaret.
- Ty szczwany szczurze. Niech będzie, ale dorzucisz mi jeszcze tego papierosa, bo już do tygodnia nie paliłem.
- Dostaniesz dwa jak powiesz mi czy dużo mamy w mieście tych sukinkotów z Cave Lake. Mam z nimi na pieńku i wolałbym nie wpaść im w łapy.
- Znowu któremuś dałeś w mordę..hę ? A nie ważne… Masz dzieciaku szczęście. Dziś wieczorem będą ochraniać transport 8 Mili na północ stąd. Więc zaszyj się gdzieś, a wieczorem powinno już być luźno. No a teraz dawaj te szlugi i następne ścierwa przynoś od razu do mnie. Margaret nie da Ci takiej ceny jak ja. Bywaj
* * *
Ledwie zapadł zmierzch pod jeden z domów podjechała czarno-niebieska półciężarówka. Szybkim kocim krokiem trzej mężczyźni podbiegli do drzwi. Wysoki, barczysty mężczyzna ze szramą na policzku odbezpieczył swojego MAC-10 z tłumikiem i uruchomił noktowizor. Jeden z jego kompanów wytrychem otworzył zamek w drzwiach. Trzy szybkie oddechy i porywacz wszedł do środka. Pierwsza wartowniczka zsunęła się z krzesła ścięta krótką, sykliwą serią, dwie następne nie zdążyły się nawet obudzić. Mężczyzna podbiegł do śpiącej matki i zrobił jej i dziecku zastrzyk ze środkiem usypiającym. W tym czasie zaniepokojona hałasem starsza kobieta weszła do pomieszczenia. Nie zdążyła krzyknąć. Mężczyzna chwycił ją za gardło i przyszpilił do ściany, lufę pistoletu maszynowego boleśnie wbijając w żebra.
- Powiedz swojemu zięciowi że jeśli chce zobaczyć dziecko żywe niech oczekuje na informacje. Im mniej osób o tym wie tym lepiej. Chyba chcesz zobaczyć córkę i dziecko. A teraz spij.
Cios peemem w skroń pozbawił kobietę przytomności. Dwaj mężczyźni zanieśli kobietę i dziecko do półciężarówki.
Przy bramie wjazdowej zatrzymał ich strażnik.
- Tobias, kope lat, jednak nie udał Ci się interes w karawanach skoro znów tutaj jesteś.
- Leon słuchaj bardzo się spieszę. Do zobaczenia…
- Gdzie się spieszysz brachu. W nocy nic nie upolujesz. A co tam masz w bagażniku, daj, popatrze…
Krótka seria zwaliła mężczyzne z nóg. Półprzytomny obserwował jak Tobias wysiada z samochodu a potem jak wylot lufy z tłumikiem zbliżający się do jego twarzy. Zrobiło się ciemno i przestało boleć.
Tobias i jeden z jego wspólników wrzucili ciało do bagażnika i odjechali zlewając się wkrótce z mrokiem.
* * *
Czekali na niego tak jak się umówili. Kobieta w ciężkim wojskowym pancerzu, jakich im zawsze brakowało gdy walczyli z Molochem. Pięciu ludzi obstawy czekało w opancerzonym Humvee. Operator Karabinu maszynowego na dachu samochodu nie przestawał celować w ich kierunku. Mężczyzna wysiadł z samochodu i podszedł do kobiety. Gdy widział ją ostatnim razem była w cywilnych ubraniach i wyglądała całkiem nieźle.
- Masz przesyłkę.
- Całą i zdrową
- Niech twoi koledzy przeniosą ją do mojego samochodu…
- A co z moją zapłatą. Jaką mam pewność że mnie nie załatwisz.
- Gdybym chciała to zrobić już dawno byś nie żył. Postawmy sprawę jasno. Prędzej czy później dojdą kto to zrobił a wtedy Cię znajdą i powieszą…na końcu… zanim się z tobą pobawią.
Trudno było się z nią nie zgodzić.
Jeden z ochroniarzy zawołał kapral Meyer. Ta podeszła do półciężarówki. Natychmiast odwróciła się i Tobias ujrzał gniewne ogniki w jej oczach zanim na jego szczękę nie spadł potężny cios.
- Jak mogłeś wieźć ich razem ze zwłokami strażnika - Kobieta złapała go za włosy i swojego Glocka wbiła mu boleśnie w podbródek.
- Gdyby to ode mnie zależało trzymałabym Cię przez tydzień z tym trupem w ciasnej skrzynce. A teraz pakuj się do samochodu i nie oddalaj się na więcej niż pięć metrów bo Frank pomyśli że chcesz zwiać i wyśle za Tobą kilka ołowianych przyjaciółek.
Wkrótce oba samochody odjechały kierunku Fortu. Frank nie przestawał uśmiechać się do Tobiasa, poklepując od czasu do czasu wymownie zamontowany na dachu karabin maszynowy. Tobiasa bardzo bolała szczęka. Nie mógł odwzajemnić uśmiechu.
* * *
Po kilku godzinach oba samochody dotarły do Fortu. Tobias miał już serdecznie dość dzisiejszego dnia. Zastrzelił kumpla z którym za młodu polował na szczury. Dostał łomot od kobiety. Nie miał już amunicji do MAC-10, a ma taką straszną ochotę zastrzelić uśmiechającego się Franka. Właśnie teraz wjeżdżał przez bramę która wytrzymałaby natarcie Molocha a z dwóch wieżyczek kołysały się wesoło wielolufowe armatki wymontowane pewnie ze śmigłowca Blackhawk. Cudownie.
Mieszkańcy Fortu, w większości uzbrojeni w niemym oczekiwaniu wpatrywali się z nadzieją w samochody, nim te zniknęły w bramie schronu. Nikomu nie uśmiechało się walczyć z sąsiadami z pobliskich osad o kawałek szczurzego mięsa. Ale nikt nie chciał umierać z głodu. Wielu ludzi zebrało się przed głównym wejściem w oczekiwaniu na wieści.
* * *
Do zaparkowanych samochodów od razu podbiegł personel medyczny. Tobias uprosił sanitariusza o kilka tabletek znieczulających. Kobietę i dziecko przeniesiono na nosze i wybudzono. Kapitan Johannes podszedł do Tobiasa.
- A więc to ty pomogłeś nam zdobyć rozwiązanie na nasze kłopoty. Dziękuje Ci w imieniu swoim i tej skromnej osady. Oczywiście zasłużyliście wszyscy trzej na solidną zapłatę. Gwarantuje wam że będziecie zadowoleni. Co do szczegółów to porozmawiamy za chwilę. Musisz zrobić coś jeszcze. Tam na zewnątrz czekają moi ludzie. Bardzo by chcieli wiedzieć, czy nasza misja się udała.
Kpt. Johannes odebrał od sanitariuszki owinięte w ciepły kocyk dziecko.
- Masz kurtkę całą we krwi, więc załóż ten płaszcz, a teraz weź dziecko i pokaż je ludziom.
* * *
Kilkadziesiąt osób zamarło w milczeniu gdy potężne, stalowe drzwi bunkra rozchyliły się. Otoczony wieńcem przybocznych ochroniarzy szedł rosły mężczyzna w długiej, obszernej szacie. Tłum rozstąpił się w niemym oczekiwaniu, niepewny tego co ma się stać. Mężczyzna kiwnął głową wywołując entuzjazm, okrzyki i wiwaty. Uniósł w górę płaczące niemowlę, pokazując je światu.
* * *
Kilka dni później pod bramę fortu zajechał Muhhamad Huston. Jego uzbrojona obstawa patrząc trwożnie na wielolufowe działka oczekiwała aż ich dowódca wróci z powrotem. Wkrótce oddziały zbrojne Fortu bez przeszkód weszły do Cave Lake, przejętym w wyniku zamachu stanu przez dawnego dowódcę milicji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz